Bezkarna nieudolność

Żaden z poznańskich urzędników miejskich,
odpowiedzialnych za sprzedaż działki w centrum miasta po zaniżonej
cenie rodzinie Kulczyków, nie poniesie najmniejszych konsekwencji.
Na tej sprawie - zwanej w stolicy Wielkopolski "Kulczykgate" -
Poznań stracił ok. 10 mln zł. Władze miasta twierdzą, że minęło
półtora roku i sprawa się po prostu... przedawniła - pisze "Nasz
Dziennik".

26.06.2004 | aktual.: 26.06.2004 08:39

Prezydent Poznania nie ukarze urzędników winnych nieprawidłowości, które miały miejsce przy sprzedaży gruntu miejskiego firmie żony Jana Kulczyka. Z opinii prawników wynika, że nie można ich ukarać - usłyszeli dziennikarze "ND" od Anny Szpytko, rzecznika prasowego prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego (PO). Pod koniec 2002 r. Poznań sprzedał spółce Fortis, której właścicielem jest Grażyna Kulczyk, żona Jana Kulczyka, zaliczanego do grona najbogatszych ludzi w Polsce, ok. 1,5 ha gruntów położonych w centrum miasta za 6 mln zł - podaje dziennik.

Na tym terenie, przeznaczonym na tzw. użytki zielone, plany miejskie nie przewidywały lokalizacji inwestycji gospodarczych. Tuż po transakcji grunty wpisano jednak na listę tych, na których za zgodą rady miasta będzie można budować obiekty handlowe. Wartość terenu z prawem wybudowania na nim obiektów handlowych wzrosła do prawie 20 mln zł. Rodzina Kulczyka, która zakupiła ziemie przeznaczone na cele "parkowe", w momencie zamiany przeznaczenia zyskała na całej transakcji od 14 do 16 mln zł - informuje gazeta.

Zarówno specjalna kontrola Najwyższej Izby Kontroli, jak i dochodzenie prowadzone przez Komisję Rewizyjną Rady Miasta Poznania potwierdziły, iż na całej transakcji Poznań stracił znaczną kwotę pieniędzy, a odpowiedzialność za to ponoszą miejscy urzędnicy, którzy w dziwny sposób nie dopełnili swoich obowiązków. Komisja Rewizyjna ustaliła, że doszło do nieprawidłowości. Błąd popełnili urzędnicy z Wydziału Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta Poznania oraz Miejski Konserwator Zbytków, którzy źle odczytali zapisy Ogólnego Planu Zagospodarowania Przestrzennego i określili sprzedawany teren jako zielony - pisze "Nasz Dziennik".

Zażądaliśmy więc wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec urzędników, którzy popełnili błędy - powiedział gazecie radny Tomasz Górski (PiS), członek Komisji Rewizyjnej. Jak się jednak okazało, żaden z odpowiedzialnych za aferę miejskich urzędników nie zostanie ukarany dyscyplinarnie, nie poniesie również najmniejszych konsekwencji. Powodem jest bowiem fakt, iż od momentu transakcji minęło już ponad półtora roku. W myśl kodeksu pracy postępowanie dyscyplinarne nie może być wszczęte po upływie roku od dnia popełnienia czynu. Tak nie powinno być - bulwersuje się radny Krzysztof Mączkowski, jeden z samorządowców, który opowiadał się za prawnym ściganiem winnych w całej aferze. W tego typu sprawach nie powinno zachodzić przedawnienie, a nieuczciwy urzędnik powinien zdawać sobie sprawę, że nawet i po dziesięciu latach poniesie konsekwencje - podkreślił na łamach gazety radny Krzysztof Mączkowski (PiS).

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)