Bez alternatywy dla chorych dzieci
Dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego wciąż nie wiadomo, czy jedyna szkoła w stolicy dla dzieci z ADHD i innymi schorzeniami będzie istniała.
31.08.2005 | aktual.: 31.08.2005 07:29
Trafiali tu uczniowie, których nie chciano gdzie indziej. Przez rok nauki wielu z nich zrobiło duże postępy. Teraz ten wysiłek może pójść na marne. W poniedziałek wiceprezydent Andrzej Urbański, odpowiedzialny w stolicy za oświatę, podjął decyzję o rozłożeniu długu szkoły na raty.
– Niestety, rozłożenie długu na raty nie rozwiązuje podstawowego problemu, jakim jest przekształcenie niepublicznej placówki w publiczną. Tylko w ten sposób usunie się przed wieloma chorymi dziećmi barierę, jaką stanowi czesne 500 zł – przekonuje Magda Zawadzka, wicedyrektorka szkoły. Szacuje ona, że gdyby placówka była bezpłatna, uczęszczałoby do niej ok. 50 uczniów. Teraz jest zapisanych 20 dzieci, z czego w zeszłym roku szkolnym czesne płaciło 14. – Nie chcieliśmy wyrzucać tej szóstki dzieci ze względu na postępy, jakie zrobiły – mówi Zawadzka.
Według wicedyrektora Stanisława Sławińskiego z Biura Edukacji urzędu miasta nie ma szans na pozytywną decyzję w sprawie nadania szkole statusu publicznej, ponieważ nie spełnia ona wymagań prawa oświatowego. Jeżeli ktoś zakłada organizację alternatywną, nie może potem domagać się jej upaństwowienia – wyjaśnia Sławiński. Dodaje, że szkoła musiałaby się dopasować do standardów, których teraz nie spełnia.
– Tylko że nasze dzieci nie chcą ich spełniać. Według standardów, o których mówi pan Sławiński, dziecko w pierwszej klasie powinno już pisać literki, a u nas są dzieci, które nie chcą ich pisać w czwartej – odpowiada Zawadzka.
Zdesperowani rodzice wybierają się dziś do ratusza. Liczą, że ktoś ich wysłucha.