Bestie z ulicy Radwańskiej
Takiej zbrodni nie odnotowały najstarsze kroniki kryminalne Łodzi – Jadwiga i Krzysztofa N. zamordowali czworo własnych dzieci! Kiedy rok temu policjanci weszli do mieszkania przy ul. Radwańskiej, zamarli z przerażenia. W szafie ukryte były beczki, a w nich zmumifikowane zwłoki 5-letnich bliźniaków i dwóch noworodków.
Równie potwornego losu tylko cudem uniknęła siostra pomordowanych, 12-letnia dziś Monika.
05.06.2004 | aktual.: 05.06.2004 08:59
W szklanej klatce
Proces dzieciobójców rozpoczął się w minioną środę w największej sali sądu przy placu Dąbrowskiego. Jadwiga N., niewysoka, przysadzista szatynka, zasiadła w szklanej klatce z dumnie podniesioną głową. W przeciwieństwie do swojego męża, drobnego trzydziestolatka, który robił wszystko, by ukryć twarz przed błyskiem kamer i fotoreporterskich fleszy. Zgłosił nawet wniosek o usunięcie dziennikarzy, argumentując wyłączenie jawności agresją współwięźniów i dobrem... Moniki.
– Ja nie zrobiłam tych morderstw – oświadczyła 31-letnia kobieta, obciążając winą męża. O dzieciach mówiła z czułością, podchwytliwe pytania zbywała milczeniem. Nie chciała zresztą składać wyjaśnień przed sądem.
W śledztwie, podczas kolejnych przesłuchań, też nie przyznała się do winy. Z nieco chaotycznych relacji wyłaniał się obraz dobrej, kochającej matki i żony bez reszty podporządkowanej mężowi. – Ja robiłam to, co mi kazał – powtarzała w kółko.
Krzysztof N., ledwo widoczny zza szklanej szyby, oznajmił: – Przyznaję się tylko do zabójstwa jednego bliźniaka. – Moja wina polegała na tym, że nie wezwałem lekarza, gdy Kamil uskarżał się na brzuszek.
Grobowcem – szafa, trumną – beczki
Hiobowa wieść o ciałach dzieci znalezionych w beczkach obiegła Łódź i całą Polskę rok temu. 26 kwietnia policjanci weszli do mieszkania przy ul. Radwańskiej, zajmowanego przez tę rodzinę. Chcieli zatrzymać Krzysztofa N., poszukiwanego listem gończym. Kiedy dobijali się do drzwi, Jadwiga N. zadzwoniła do męża, który był w mieście z Moniką. – W domu jest policja – wyszeptała do słuchawki.
Funkcjonariusze, przeszukując mieszkanie, zajrzeli do szafy. Stały w niej cztery plastykowe beczki, oklejone silikonem. W środku były martwe dzieci.
Jadwiga N. trafiła do aresztu. Była w szóstym miesiącu ciąży. W nocy, w pobliskim parku zatrzymano Krzysztofa N. z córką Moniką. Przerażoną, zziębniętą dziewczynkę umieszczono w szpitalu. Potem trafiła do rodziny zastępczej.
Śledztwo trwało blisko rok. W akcie oskarżenia przypisano wszystkie zbrodnie obojgu rodzicom.
Pierwszym ich dzieckiem była Monika, urodzona w 1992 roku. Dwa lata później przyszli na świat bliźniacy – Kamil i Adam. Chłopcy byli chorzy, wymagali specjalnej diety.
Krzysztof N. źle traktował Kamila. Chłopiec był chory na nerki, moczył się i to denerwowało ojca. W 1997 roku za znęcanie nad dzieckiem został skazany na 2 lata więzienia z zawieszeniem. Rodzinie przydzielono też dozór kuratora. Od śmierci Kamila (druga połowa 1999 roku) unikali go jak ognia.
Wtedy też wpadli na pomysł zbiorowego samobójstwa. – Mąż bał się, że odwieszą mu karę i pójdzie do więzienia – mówiła Jadwiga N. – Ja nie chciałam umierać, nie chciałam też śmierci Adama i Moniki, ale on kupił na targowisku relanium i podał tabletki wszystkim.
Obudzili się wszyscy, z wyjątkiem Adama. – Ojciec zanurzył go jeszcze w wannie z wodą, ale nie pojawiły się żadne bąbelki – opowiadała Jadwiga N. – Zwłoki umieścił w beczce, podobnej do tej, w której był już Kamil.
Kurator omijała ten adres
Od tej pory cała rodzina odcięła się od świata. – Przemykali się nocą jak szczury – scharakteryzował ich życie biegły psychiatra. Monika nie chodziła do szkoły, nie miała kontaktu z rówieśnikami. Potem urodziły się kolejne dzieci: Karolina w 2000 roku i Maciek w 2001. Rodzice nie zarejestrowali noworodków w USC. Zaraz po urodzeniu dziewczynkę uduszono kłębkiem waty, a chłopiec poniósł śmierć w foliowym worku. Trumną stały się nowe beczki.
W czerwcu zeszłego roku w zakładzie karnym dla kobiet w Grudziądzu Jadwiga N. urodziła szóste dziecko. Trzy miesiące później łódzki Sąd Rejonowy pozbawił oboje małżonków władzy rodzicielskiej nad Moniką i Sandrą.
Ta okrutna zbrodnia moralnie obciąża istniejący system opieki nad rodziną. Małżonkowie N. od 7 lat mieli ograniczoną władzę rodzicielską. Mieli też dozór kuratora. Monika nie chodziła do szkoły. Obowiązkiem szkolnym byli też objęci bliźniacy. Nikt nie wiedział, że chłopcy od kilku lat nie żyją. Ostatni kontakt kuratora z rodziną odnotowano we wrześniu 1999 roku. Potem na ulicy Radwańskiej nikt nie otwierał mu drzwi.
– Sędzia rodzinna prowadząca tę sprawę dobrowolnie poddała się karze nagany uznając, że powinna ponieść odpowiedzialność moralną – powiedział rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi, sędzia Paweł Kowalski. – W postępowaniu dyscyplinarnym dwukrotnie uniewinniono panią kurator. Teraz, w wyniku odwołania, jej sprawą zajmie się Sąd Najwyższy.
Halina Stęplówna