Berlusconi wygrał - wniosek o wotum nieufności odrzucony
Włoska Izba Deputowanych odrzuciła trzema głosami przewagi wniosek o wotum nieufności dla centroprawicowego rządu Silvio Berlusconiego. Głosowanie odbyło się w napiętej atmosferze wzajemnych oskarżeń zwolenników i przeciwników kontrowersyjnego premiera.
14.12.2010 | aktual.: 14.12.2010 15:15
Za wnioskiem, złożonym przez centrolewicową opozycję, głosowało 311 deputowanych. Przeciw wnioskowi było 314 parlamentarzystów.
Zdaniem komentatorów, choć głosowanie jest zwycięstwem Berlusconiego i jego gabinetu, to potwierdziło, że rząd ten został bardzo osłabiony w rezultacie rozłamu w koalicji i odejściu z rządzącej partii Lud Wolności grupy polityków skupionych wokół przewodniczącego Izby Deputowanych Gianfranco Finiego. Założyli oni ruch Przyszłość i Wolność, który przeszedł do opozycji.
Pierwsze głosy oddały trzy deputowane w ciąży. Jedna z nich, Giulia Bongiorno z ruchu Przyszłość i Wolność, została przywieziona do Auli na wózku inwalidzkim, druga z tej grupy, Giulia Cosenza, przyjechała do parlamentu karetką. Ciężarna Federica Mogherini z opozycyjnej Partii Demokratycznej przyszła na głosowanie, chociaż na wtorek ma wyznaczony termin porodu.
Głosowanie w "czerwonej strefie"
Głosowanie odbyło się w gmachu Izby, otoczonym przez policyjny kordon bezpieczeństwa. Tzw. czerwona strefa wokół Palazzo Montecitorio została wprowadzona w związku z masową demonstracją studentów w centrum Wiecznego Miasta i obawami, że wymknie się ona spod kontroli, tak jak miało to miejsce przed dwoma tygodniami, gdy manifestanci podjęli próbę szturmu na budynki parlamentu.
Opozycja atakuje
Poważne napięcie podczas poprzedzającej głosowanie debaty wywołało wyjątkowo ostre wystąpienie lidera opozycyjnej partii Włochy Wartości Antonio Di Pietro. Polityk, były sędzia śledczy, który od lat jest najbardziej zagorzałym przeciwnikiem Berlusconiego, zaatakował go, zarzucając mu, że "ucieka" i "ukrywa się" przed wymiarem sprawiedliwości.
- Chwali się pan, że jest najpopularniejszym liderem na świecie. To prawda, mówią o panu wszyscy i my się tego wstydzimy - oznajmił przywódca Włoch Wartości.
W reakcji na jego coraz ostrzejsze słowa szef rządu wyszedł z sali obrad. W jego ślady poszli deputowani jego partii Lud Wolności.
- Uciekinierze Berlusconi, wstydzimy się za pana, kiedy jeździ pan za granicę - kontynuował Di Pietro. Wyśmiał następnie "narcystyczne marzenia" premiera. Swe wystąpienie zakończył słowami: "Precz z tego parlamentu i z tego rządu". Premier powrócił, gdy Di Pietro skończył przemawiać.
Przywódca największej siły opozycji, Partii Demokratycznej Pier Lugi Bersani argumentował, zwracając się do premiera: "Pan wie, że nie jest już w stanie zagwarantować stabilności rządu, każe pan krajowi zrobić jeszcze jedno okrążenie na tej starej karuzeli". - To nieodpowiedzialne - mówił. Bersani wyraził przekonanie, że wtorek przybliża termin przyspieszonych wyborów.
Szef koła ruchu Przyszłość i Wolność, założonego przez Finiego, Italo Bocchino, tłumacząc powody decyzji o głosowaniu za wotum nieufności, stwierdził: "Niech pan uczy nas, jak się wzbogacić, ale nigdy, jak walczyć z degeneracją polityczną".
- Kiedy my wychodziliśmy na ulice, by manifestować przeciwko komunizmowi, pan budował kamienice - dodał Bocchino. Odpierał stawiane przez Berlusconiego tej grupie oskarżenia o "zdradę". Wymienił zarzuty pod adresem premiera, jakie znalazły się w ujawnionych przez portal Wikileaks depeszach amerykańskich dyplomatów, wyrażających między innymi zaniepokojenie jego bliskimi związkami z władzami Rosji.
"Epoka Berlusconiego nie skończyła się"
Szef klubu Lud Wolności w izbie niższej Fabrizio Cicchitto oświadczył z kolei: "Co za szczęście, że istnieje Berlusconi, a gdyby go nie było, trzeba by go wymyślić". Wyraził przekonanie, że epoka obecnego szefa rządu nie skończyła się. Cicchitto skrytykował Gianfranco Finiego, podkreślając, że anomalią jest to, że sprawuje on urząd przewodniczącego Izby Deputowanych w obecnej sytuacji politycznej.
- Wykorzystuje pan swą rolę, wymagającą bezstronności, by zmieniać scenę polityczną, co prowadzi do poważnego braku równowagi - mówił polityk koalicji.