Benedykt po bawarsku

11.09.2006 09:26, aktual.: 14.03.2007 08:35

Do obecnej wizyty Benedykta XVI w rodzinnej Bawarii nie pasuje wzruszające określenie „pielgrzymka do ojczyzny”. W rodzinnych stronach obecnego papieża Kościół nie jest traktowany tak, jak w ojczyźnie jego poprzednika.

Benedykt, lądując w Monachium, zastał Niemcy nie mniej podzielone niż w 2005 roku, podczas jego wizyty na Światowych Dniach Młodzieży w Kolonii. Według sondażu instytutu GfK tylko 48 procent Niemców określa się jako wierzący, a na wschodzie Niemiec jest to nawet mniej niż 20 procent. Przeprowadzona w lipcu ankieta internetowa „Niemcy w perspektywie” pozwoliła ustalić, że 45 procent wszystkich obywateli, w tym 23 procent katolików, nie żywi zaufania do Kościoła katolickiego. Z drugiej strony wzrosła liczba powrotów do Kościoła, więcej chrześcijan niż rok temu regularnie uczęszcza na mszę. „Radykalny zwrot ku Bogu”, do którego nawoływał Benedykt w Kolonii, każe jednak na siebie czekać.

Jak w XXI wieku przedstawia się całokształt wymagań wobec papieża? Jak wyglądałby opis jego stanowiska? Na to pytanie Joseph Ratzinger musiał odpowiedzieć w listopadzie 2004 roku. Dyplomatycznie stwierdził: Nie zaryzykuję tu żadnej przepowiedni, bo w pewnym sensie papieże zawsze stanowili niespodziankę. Każdy jest na swój sposób oryginałem i odpowiada na wyzwania czasu, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Siedemnasty miesiąc pontyfikatu Benedykta XVI to najwyższy czas, żeby ponownie zadać to pytanie. Jakim wyzwaniom musiał dotychczas stawić czoła i w jaki sposób to robił? Czy jest oryginalny?

Sobór Benedykta

W swojej pierwszej papieskiej homilii, wygłoszonej 20 kwietnia 2005 roku w Kaplicy Sykstyńskiej, Benedykt XVI naszkicował linie przewodnie swego pontyfikatu. Przyrzekł poświęcić się szczególnie siedmiu obszarom tematycznym. Wielkie motto brzmiało: „Odważyć się na więcej prostoty”. Z siedmiu obszarów tematycznych pierwszy miał rozproszyć obawy, że niemiecki profesor chce przekreślić Sobór Watykański II. Benedykt XVI potwierdzał z naciskiem, że ma zdecydowaną wolę kontynuować starania o realizację idei soboru, idąc po śladach swych poprzedników i zachowując wierność 2000-letniej tradycji Kościoła.

Jak należy rozumieć to sformułowanie, wyjaśnił w grudniu: celem soboru była „odnowa w ciągłości”. Ten, kto interpretuje teksty soboru jako zerwanie z tradycją, zapewnia sobie jedynie sympatię mediów i części współczesnych teologów. Apologeci wewnątrzkościelnej godziny zero nie mogą liczyć na Josepha Ratzingera. Dlatego w jego przypadku w pustkę trafiają wszelkie próby wyczytania z postanowień soboru na przykład legitymizacji dyskusji o święceniach kobiet. – To, co w określonym czasie było dla Kościoła święte – powiedział Ratzinger w 2003 roku – święte jest dla niego nadal.

Ta świadomość tradycji chroni przed tradycjonaliz-mem. Sobór, który odbył się 40 lat temu, już dawno stał się częścią dziedzictwa, którego twórcze pielęgnowanie jest głównym zadaniem papieża. Nie spełnią się zatem marzenia fundamentalistycznych kręgów, które mają nadzieję na deklarację Benedykta XVI, że dialog między religiami to dzieło szatana, a Biblię należy traktować jak najbardziej dosłownie. Jednym z centralnych obszarów tematycznych ma być także rozmowa z tymi, którzy należą do innych religii, albo po prostu szukają odpowiedzi na podstawowe, egzystencjalne pytania i jeszcze ich nie znaleźli. Codzienne apele o pokój podczas kryzysu w Libanie – na przemoc należy odpowiadać miłością – pokazały, że wezwanie i modlitwa, jedyne polityczne środki pozostające do dyspozycji papieża, stosowane są przez Benedykta z równą pasją, jak przez jego poprzednika. Jednak dialog religijny z muzułmanami nie znalazł jeszcze solidnych ram. Mimo że, jak powiedział papież podczas spotkania ze wspólnotami islamskimi w Kolonii,
jest to żywotna konieczność, nie doprowadziło to do żadnej nowej inicjatywy. Również stosunek do judaizmu, żywych i obowiązujących podstaw chrześcijaństwa – jak określił Benedykt pod koniec czerwca – plasuje się w środku hierarchii pilnych spraw. Papież zdystansował się od sformułowania Jana Pawła II mówiącego, że Żydzi są „naszymi starszymi braćmi”. On nazywa ich „naszymi kochanymi i wybranymi braćmi” – jest to znamienne przesunięcie akcentów – na pierwszy plan wysuwa jedność co do istoty rzeczy, a nie chronologiczne pierwszeństwo.

Pamięć i gesty

Trzecim centralnym punktem wskazanym przez Benedykta XVI było „oczyszczenie pamięci”. Karol Wojtyła rozumiał przez to rachunek sumienia, który znalazł wyraz w prośbie o przebaczenie za wszystkie „akty niewierności”, którymi zawinili synowie i córki Kościoła. Benedykt XVI potępił „wszelkie formy nienawiści, prześladowania i antysemityzmu”, włączając je jednak w swój – zaczerpnięty od św. Augustyna – obraz historii. Narodowy socjalizm jako „szalona neopogańska ideologia rasowa” jest dla niego jedną z licznych w historii prób zabicia Boga. Sprecyzował to w Auschwitz: Zabicia tego Boga, który powołał Abrahama, a przemawiając na górze Synaj, ustanowił zasadnicze kryteria postępowania ludzkości obowiązujące na wieki.

Po czwarte papież obiecał, że ze wszystkich sił będzie pracować nad przywróceniem pełnej i widocznej jedności wszystkich wyznawców Chrystusa. Zapowiedział „konkretne gesty”. Takie gesty były, ale jeśli wziąć pod uwagę stosunek do protestantów, ekumenizm znajduje się „w stadium embrionalnym”. Tych słów użył watykański kardynał Roberto Tucci. Papież ripostował: Drogą do jedności jest wspólna modlitwa, duchowy i charytatywny ekumenizm. Taka „wewnętrzna jedność” mogłaby kiedyś w przyszłości zostać uwieńczona jednością pełną. To łagodne sformułowanie skrywa trzeźwą myśl: może Kościoły chrześcijańskie połączą się w następnym stuleciu, a może nigdy. W tym sensie ekumeniczne nabożeństwo w Ratyzbonie zalicza się już do konkretnych gestów.

Zupełnie inaczej brzmią meldunki o stanie dialogu z Kościołem prawosławnym. Jego silnie diachroniczna eklezjologia – Kościół jako wspólnota wszystkich czasów – jest Benedyktowi XVI równie bliska jak „liturgia Boża”. Wizyta w Moskwie byłaby dla niego ukoronowaniem pontyfikatu. Na razie jednak musi się zadowolić wymianą grzeczności. W każdym razie Benedykt podważył ograniczenie ekumenizmu jedynie do stosunków z luteranami.

Wreszcie papież obiecał kolektywny styl przywództwa – i dotrzymał słowa. Uczestnicy synodów biskupich, spotkań dostojników kurialnych i konsystorza chwalili ducha otwartości i takt papieża. Z okazji dorocznego spotkania swoich uczniów zaprosił on z wykładem nawet zdeklarowanego agnostyka. Wreszcie ostatnie z siedmiu kluczowych pojęć – prostota i eucharystia – są splecione z sobą i zależne od siebie nawzajem.

Konkluzja historyczno-polityczna brzmi: prostota jako postawa życiowa jest programem przeciwnym do „przepychu diabła”, a źródłem jej siły jest eucharystia. Jest to niejako kontynuacja wczesnych prac Ratzingera, pisanych, gdy był on jeszcze młodym teologiem. Obecność Chrystusa w chlebie i winie Benedykt XVI uważa za sedno chrześcijaństwa, bo w ten sposób biblijnego Boga można doświadczyć jako Boga w historii. Jak za początków chrześcijaństwa świat i Kościół muszą wyzdrowieć, a „mroki zła” muszą zostać rozświetlone przez wspólnotę wiary będącą też wspólnotą kultu. Kryje się za tym – mimo wszelkich ekumenicznych jednostronności – myśl reformatorska: oczyszczenie, rezygnacja z przepychu to nakaz czasu. A transcendencja nie czai się w przyzwyczajeniu ani w konwencji, na pewno za to w milczeniu i działaniu.

Alexander Kissler © Süddeutsche Zeitung, 4.09.2006

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także