"Belka nie był współpracownikiem, ale współpracował"
Członek kolegium Instytutu Pamięci Narodowej prof. Andrzej Paczkowski uważa, że premier Marek Belka "nie był tajnym współpracownikiem" służb bezpieczeństwa, natomiast z nimi
"współpracował".
30.06.2005 10:05
Paczkowski jest zdania, że pomysł otwarcia archiwów IPN dla wszystkich zainteresowanych, czego chce m.in. PO, jest "czystą demagogią".
Według profesora, który był gościem radiowej Trójki, zawartość teczki Belki "stwarza dwuznaczną sytuację". Z punktu widzenia obowiązującej u nas wykładni Belka nie był tajnym współpracownikiem, natomiast współpracował. Jak wyjaśnił, "premier nie podpisał zobowiązania do współpracy, a wypełniał jednorazową misję - instrukcję wyjazdową".
Paczkowski podkreślił jednak, że analizując akta premiera, "można dojść do wniosku, że była to jednak współpraca, dlatego, że przekazywał informacje, w dodatku na życzenie służb bezpieczeństwa, czy wywiadu". Jak dodał, "Belka dostał zlecenie i lepiej lub gorzej starał się to zlecenie wypełnić".
Chodzi o podpisaną przez Belkę przed jego wyjazdem do USA w 1984 roku tzw. instrukcję wyjazdową, czyli zobowiązanie do wykonania na rzecz Służby Bezpieczeństwa MSW wymienionych w instrukcji zadań. Instrukcja ta znajduje się w teczce premiera przekazanej przez IPN sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen.
Jak powiedział Paczkowski, "rzucanie hasła: 'dostęp dla wszystkich do archiwum' jest czystą demagogią". Profesor opowiada się za otwarciem archiwów, jednak według niego, "otwarte archiwum, to takie, do którego każdy, kto ma interes poznawczy lub prawny dostęp, wyposażone jest w urządzenia katalogowe, pozwalające znaleźć interesujące go materiały".
Paczkowski uważa, że bardziej aktywni powinni być pośrednicy między archiwami a opinią publiczną: historycy, publicyści, dziennikarze.
Paczkowski odniósł się też do zamieszania wokół materiałów IPN na temat kandydata SdPl na prezydenta Marka Borowskiego, które instytut przekazał Sądowi Lustracyjnemu. Okazało się, że wraz z aktami Marka Borowskiego nadesłano materiały innych osób o tym imieniu i nazwisku. We wtorek sprawa Borowskiego została odroczona.
Jak powiedział Paczkowski, w materiałach IPN dotyczących Borowskiego były sygnatury i skierowania do akt innych Borowskich, także do innego Marka Borowskiego, "który był kapralem czy sierżantem milicji". W związku z tym, że nazwiska te figurowały w aktach kandydata SdPl na prezydenta, archiwiści Instytutu "stwierdzili, że lepiej sądowi dać za dużo, niż za mało".
Według Paczkowskiego, gdyby archiwiści nie przekazali akt także innych Borowskich, występujących w materiałach Marka Borowskiego, a "sąd wyczytał, że jeszcze jakieś dokumenty są tam wskazywane, to zażądałby dodatkowej kwerendy".