Belgia wysłała więźniów do Holandii - teraz ma kłopot
By zaradzić przepełnieniu więzień w kraju, belgijskie władze zdecydowały się na nowatorski krok: wysłały 500 więźniów do zakładu karnego w Holandii. Teraz mają z nimi nie lada kłopot, bo niezadowoleni więźniowie protestują, grożą głodówką i ślą pozwy do sądu.
06.03.2010 08:10
W belgijskich więzieniach jest ok. 10,4 tys. więźniów - o 2 tys. więcej niż miejsc. Z kolei w sąsiedniej Holandii wolnych jest akurat 2 tys. z 14 tys. miejsc. Ta sytuacja skłoniła rządy w Brukseli i Hadze do podpisania umowy: za 30 mln euro rocznie - czyli 5 tys. euro za osobę na miesiąc - holenderski rząd wynajął Belgii na trzy lata 500 miejsc w więzieniu w Tilburgu, tuż przy granicy między obu krajami.
W praktyce, więzienie to czasowo przeszło pod jurysdykcję belgijską: na miejscu pozostali holenderscy strażnicy, ale dyrekcja została przysłana z Belgii. Podobnie jak więzienny regulamin, który jest dla skazanych o wiele łagodniejszy niż przepisy holenderskie. Przewiduje np. trzy wizyty w tygodniu, a nie tylko jedną.
Więźniów to nie przekonuje. W belgijskich mediach zaroiło się od informacji, że w proteście przeciwko panującym w Tilburgu warunkom więźniowie grożą rewoltą i strajkiem głodowym. Inni z kolei skarżą się, że przymusowe przenosiny oddaliły ich od rodzin. Taki argument podniósł przed sądem jeden z więźniów, którego do Holandii przeniesiono z zakładu karnego w Brugii, na północy Belgii.
- Tilburg jest za bardzo oddalony od Brugii - tłumaczył jego adwokat. - Od kiedy mojego klienta przeniesiono, nie ma już żadnych wizyt rodziny, która mieszka w okolicach Brugii. Mnie też jest bardzo trudno utrzymywać kontakt z klientem - dodał. Na razie jednak ta i inne skargi zostały odrzucone przez sądy jako bezpodstawne.
Ale z pomocą więźniom pospieszyli obrońcy praw człowieka. Belgijska Liga Praw Człowieka zapowiedziała skargę do Trybunału Konstytucyjnego przeciwko przymusowemu transferowi więźniów z kraju do kraju, co jej zdaniem jest przyznaniem się belgijskiego państwa do fiaska w wykonywaniu narodowej suwerenności. Liga liczy, że przyłączy się doń jej odpowiedniczka z Holandii. Zarzuty pod adresem władz obu krajów to m.in. nierówne traktowanie więźniów belgijskich i holenderskich, brak resocjalizacyjnego elementu kary - skoro więźniowie zostali wyrwani ze społeczeństwa belgijskiego, dodatkowe koszty dla budżetu państwa i utrudnianie więźniom kontaktów z rodziną.
Więzienie bez mundurków
Belgijskie władze z zakłopotaniem przyjmują zarzuty. Stanowczo dementują, jakoby więźniowie na masową skalę grozili głodówką, masowymi ucieczkami czy też próbowali zastraszać strażników w odpowiedzi na rzekomo surowy reżim panujący w Tilburgu. - Jak się instaluje nową placówkę, mogą się pojawić praktyczne problemy. A osadzeni powinni się dostosować - oświadczył rzecznik służb penitencjarnych Laurent Sempot.
Według niego, warunki życia w holenderskim więzieniu są "znakomite i lepsze niż w niektórych więzieniach belgijskich". Na przykład, więźniowie nie muszą nosić więziennych uniformów. Z drugiej strony - przyznał Sempot - na miejscu nie ma kuchni do przygotowywania gorących posiłków, ale można je podgrzać w kuchenkach mikrofalowych, co nie jest żadnym problemem. Ponadto dozwolone są półtoragodzinne wizyty rodziny trzy razy w tygodniu, podczas gdy prawo w Belgii wymaga tylko trzech półgodzinnych spotkań. Więźniowie mogą też spędzać więcej czasu poza celą niż w placówkach belgijskich.
Dlatego władze mają zamiar kontynuować transfer i korzystać z wynajmu Tilburga zgodnie z umową przez najbliższe trzy lata, aż w Belgii zostaną wybudowane nowe, brakujące więzienia.
Sprawy belgijskiego więziennictwa regularnie trafiają na czołówki gazet. Powody są przeróżne: od spektakularnych ucieczek groźnych przestępców, przez raporty międzynarodowych organizacji alarmujących o dramatycznym przepełnieniu i warunkach sanitarnych w więzieniach, po strajki strażników, którzy protestują przeciwko agresji ze strony więźniów i złym warunkom pracy.