Belgia nie chce lokali z marihuaną przy granicy
Siedem belgijskich gmin sąsiadujących z
holenderskim Maastricht zdecydowało się na drodze sądowej
uniemożliwić przeniesienie na przedmieścia tego miasta, tuż pod
granicę belgijską, części tzw. coffee-shopów sprzedających
legalnie miękkie narkotyki - podała agencja Belga.
19.02.2008 | aktual.: 19.02.2008 19:11
Władze Maastricht chcą w ten sposób pozbyć się z centrum miasta obcokrajowców, którzy przyjeżdżają tam na jeden dzień wyłącznie w celu zakupu narkotyków. Przeniesienie sklepów pod granicę i budowa "narkotykowego bulwaru" budzi sprzeciw w Belgii, gdzie handel narkotykami jest zakazany, choć posiadanie małych ilości w praktyce tolerowane. Rozmawiali o tym ze swoimi holenderskimi odpowiednikami belgijscy ministrowie spraw wewnętrznych i sprawiedliwości - jak dotąd, bez rezultatów.
Burmistrzowie zainteresowanych gmin stracili cierpliwość do przeciągających się rozmów między rządem Belgii i Holandii. Na spotkaniu w poniedziałek wieczorem ustalili, że wynajmą adwokatów i skierują sprawę do sądu. Pozostaje tylko decyzja, jaką wybrać drogę prawną - czy zaskarżać wydane 18 stycznia przez władze Maastricht pozwolenie na budowę coffee-shopów, czy też od razu pójść do unijnego trybunału w Luksemburgu ze skargą przeciwko Holandii na złamanie przepisów układu z Schengen.
Szef MSW Belgii Patrick Dewael oraz minister sprawiedliwości Jo Vandeurzen od dawna zapowiadają, że są gotowi do przeanalizowania "wszystkich możliwych dróg prawnych", by zapobiec przeniesieniu coffee-shopów.
Władze Maastricht szacują, że codziennie przyjeżdżają tam 3-4 tysiące obcokrajowców jedynie w celu zakupu narkotyków. To rodzi problemy związane np. z nielegalnym handlem w centrum narkotykami, także twardymi, poza coffee-shopami. 60% narkotykowych turystów przyjeżdża z Belgii, reszta - głównie z Niemiec i Francji.
Belgijskie władze - lokalne i centralne - boją się, że jeśli coffee-shopy staną bliżej granicy, to narkotyki będą jeszcze łatwiej dostępne dla młodych Belgów, a także, że teraz one, zamiast Holendrów, będą borykać się z problemami ze związaną z handlem narkotykami przestępczością.
Ostra reakcja spotyka się po holenderskiej stronie granicy z niezrozumieniem. Chadecki burmistrz Maastricht Gerd Leers zarzucił belgijskim władzom hipokryzję: skoro tolerują posiadanie 3 gramów marihuany, a zakazują jej sprzedaży, chcąc nie chcąc same wskazują pobliskie Maastricht jako miejsce zakupu miękkich narkotyków.
Jego zdaniem, skoncentrowanie kilku posiadających zezwolenie lokali przy granicy sprawi, że handel będzie się odbywał bezpiecznie i na jasnych zasadach. Tego samego zdania są właściciele coffee-shopów, którzy skarżą się na nieuczciwą konkurencję kontrolowanych przez mafię dealerów w centrum miasta - tym bardziej, że dostępne u nich są także twarde narkotyki, na których mogą zarobić więcej niż na marihuanie czy haszyszu.
Michał Kot