PolitykaBędziemy pracować po 13 godzin dziennie od 2010 roku?

Będziemy pracować po 13 godzin dziennie od 2010 roku?

Rząd chce wydłużyć ustawowy czas pracy. Będziemy mogli pracować do 65 godzin tygodniowo, bez konieczności odbierania sobie wolnego. Oczywiście jeśli będziemy tego chcieli - pisze "Rzeczpospolita". Równolegle w Parlamencie Europejskim trwają prace nad nowelizacją dyrektywy, na której mają bazować polskie zapisy. Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jeremi Mordasewicz ekspert z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan przepisy mogą zacząć obowiązywać w Polsce już w 2010 roku.

Będziemy pracować po 13 godzin dziennie od 2010 roku?

02.10.2008 | aktual.: 02.10.2008 14:29

WP: Agnieszka Niesłuchowska: „Rzeczpospolita” podaje, że zgodnie z planowanymi zmianami będziemy mogli pracować nawet 13 godzin dziennie. Warunkiem jest jednak zgoda pracownika. Jakie z punktu widzenia pracodawców są plusy takich zmian?

Jeremi Mordasewicz: - Trzeba podkreślić, że założeniem zmian jest możliwość wydłużenia czasu pracy, a nie taki przymus. Nie może być mowy o presji pracodawcy na pracowniku, który by wymagał trzynasto- zamiast ośmiogodzinnej pracy. Dodatkowo opracowywane przepisy przewidują zachowanie 11-godzinnego wypoczynku w ciągu doby.

WP: Jakie są plusy dłuższego czasu pracy?

- Prace nad uelastycznieniem czasu pracy wynikają z potrzeby konsumentów. Ten problem nie pojawił się w Polsce. Przepisy europejskie zakazują pracy dłuższej niż 48 godzin w tygodniu. Jak się okazało, te wymogi nie są doskonałe i są szczególnie widoczne np. w medycynie. Dyżury lekarzy i pielęgniarek nie są aż tak intensywne, by nie mogli oni przebywać w szpitalu dłużej niż 48 godzin tygodniowo. Taką sytuację na rynku wymuszają zmienne zamówienia i potrzeby konsumenta. Jeśli brakuje nam specjalistów w pewnych zawodach, np. w medycynie, nie możemy ich ściągnąć z zewnątrz, a są ludzie, którzy chcą dłużej pracować i zarabiać więcej, to dlaczego mamy im na to nie pozwolić?

WP: Wielu pracowników może mieć jednak obawy, że szef będzie wywierał na nich nacisk.

- Pracownik nie może być zmuszany do pracy ponad jego siły. Tak jest m.in. w zawodach, w których przepracowanie może prowadzić do wypadku, jak w przypadku np. kierowcy. Wszelkie zmiany, co do których pracownicy mają wątpliwości, powinny być konsultowane ze związkami zawodowymi lub radami pracowników.

WP: A jeśli do mobbingu dojdzie w miejscu pracy, w którym nie ma przedstawicieli pracowników? Do kogo ma się zwrócić np. księgowa, która pracuje w czteroosobowym biurze?

- Wystarczy, że zgłosi się do inspekcji pracy. W efekcie nieuczciwy pracodawca będzie się musiał tłumaczyć w sądzie pracy. Sądzę jednak, że już wielu pracodawców zrozumiało, że ze zmuszanego do pracy człowieka nie ma pożytku. Szefowie nie są ludźmi, którzy spadli z księżyca i zdają sobie sprawę, że życie rodzinne trzeba godzić z zawodowym.

WP: Pana zdaniem obawy pracowników są przedwczesne?

- Nie wykluczam, że takie próby wykorzystywania pracowników mogą się zdarzyć, ale nie przesadzajmy. Jeśli ktoś nie chce zgłaszać takiej sytuacji do inspekcji pracy, to może odejść od pracodawcy i iść do innego lub samemu założyć firmę. Wiem, nie zawsze jest to łatwe, bo może się to wiązać ze zmianą miasta lub zawodu. Czasami trzeba będzie też radzić sobie podnosząc kwalifikacje. Jeszcze do niedawna siłę na rynku pracy stanowił posiadany kapitał, teraz niewspółmiernie większą wartością są nasze kwalifikacje. Jeśli ma się wysokie, pracodawca nie zrobi nam krzywdy.

WP: No dobrze, załóżmy że ktoś dobrowolnie decyduje się na dłuższy czas pracy. Czy jednak na dłuższą metę nie doprowadzi go to do frustracji zawodowej?

- Nie żyjemy w jakimś opresyjnym systemie, w którym ludzi można zmuszać do nieracjonalnych zachowań. Warto jednak wspomnieć, że np. Francuzi, którzy skrócili czas pracy do 35 godzin, dziś płacą za to wysoką cenę i poważnie debatują o powrocie do starego wymiaru. To z kolei trudne, bo to tak jak z dniami świątecznymi lub odbieraniem ludziom przywileju przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. W Polsce wydajność pracy jest mała, więc jeśli chcemy gonić Europę, to regulacje powinny być bardziej elastyczne. Musimy dokonywać dwóch rzeczy – modernizować gospodarkę, czyli wprowadzać lepszą organizację pracy i dokonywać zmian technologicznych. Ten proces zachodzi jednak powoli, więc musimy pracować dłużej niż ludzie na Zachodzie. WP: Ale czy polscy pracownicy tego chcą?

- Jest ogromna rzesza ludzi, którzy nie chcą, by ograniczać ich w pracy. W wielu firmach są menadżerowie i specjaliści światowej klasy, którzy nie mają limitowanego czasu i sami się podejmują pracy na akord dla uzyskiwania lepszych wyników. Idą do domu dopiero wtedy, gdy wszystkie prace w danym dniu są załatwione.

WP: W tym momencie dotyka pan jednak innego problemu jakim jest pracoholizm.

- Jeden człowiek jest leniwy, drugi jest pracoholikiem. Nie mnie decydować, jaki mają styl życia. Pozwólmy im samym o tym decydować. Europa zorientowała się, że możliwość dłuższego czasu pracy jest potrzebna konsumentom. Każdy z nas może trafić do szpitala i znaleźć się w sytuacji braku lekarza. Wielu jeździ na wycieczki turystyczne i nie wyobraża sobie sytuacji, w której przewodnik skończy oprowadzanie o 16 i powie, że idzie do domu. Są ludzie, którzy decydują się na podjęcie takiej pracy, bo ją lubią i chcą zarobić więcej. Takie decyzje są uwarunkowane tym, że np. wcześniej tylko studiowali, wychowywali dzieci lub z innych powodów nie mogli podjąć pracy, a teraz są gotowi pracować intensywniej.

Zmiany w przepisach są potrzebne szczególnie społeczeństwom na dorobku, a takim jest Polska. Trzeba jednak zaznaczyć, że o zmiany w dyrektywie unijnej zabiegają znacznie bogatsze kraje od nas.

WP: W głosie związkowców można jednak wyczuć niepewność. Obawiają się o to, że mogą powstać luki w zapisach, które pracodawcy będą mogli wykorzystać.

Nie zakładajmy z góry, że przepisy będą złe, bo to ma być regulacja wynegocjowana w Komisji Trójstronnej. Nad regulacją pochylają się zarówno politycy, pracodawcy, jak i związkowcy. Każda ze stron przedstawia swoje opinie dotyczące dobrych i złych stron zmian. Dopiero kiedy zgodzą się co do założeń i uznają, że warto taką regulację przyjąć, oddaje się ją prawnikom.

WP: A jak te zmiany mają się do rządowych planów aktywizacji osób powyżej 50. roku życia. Czy wydłużenie czasu pracy nie jest dla nich obciążeniem?

- Jeszcze raz podkreślam, że zmiany nie opierają się na przymusie. Jednocześnie trzeba pamiętać, że polskie społeczeństwo się starzeje i pracodawcy muszą brać to pod uwagę. Często wolą mieć pracownika doświadczonego, który pracuje sześć godzin niż nowicjusza, który będzie pracował drugie tyle, ale popsuje robotę. Pozycja pracownika była słaba, kiedy mieliśmy ogromne bezrobocie i kiedy walczyło się o jakąkolwiek pracę. Teraz jest zupełnie inaczej - w tym roku weszło na rynek 60 tys. ludzi w wieku produkcyjnym, a w kolejnych latach będzie ich coraz mniej.

WP: Kiedy nowe przepisy mogą wejść w życie?

- Wprowadzenie takich regulacji powinno być poprzedzone rzetelną debatą publiczną. Biorąc pod uwagę proces legislacyjny, który trwa średnio rok i kończy się wraz z podpisaniem ustawy przez prezydenta, myślę, że może w życie w 2010 roku.

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)