Będziemy mieć nowy system leczenia w szpitalach?
Andrzej Sośnierz, prezes NFZ, zmienia zasady
podpisywania kontraktów ze szpitalami. Rozliczenia mają być
prostsze. Opozycja zarzuca, że jest to wariant awaryjny na wypadek
fiaska koszyka świadczeń gwarantowanych, który pod koniec miesiąca
ogłosi minister zdrowia Zbigniew Religa - czytamy w "Dzienniku".
05.06.2007 | aktual.: 05.06.2007 05:35
Jak wyjaśnia autor pomysłu Andrzej Sośnierz, pacjenci podzieleni będą na tzw. grupy pacjentów jednorodnych, czyli chorych ze zbliżoną diagnozą, wymagający podobnego leczenia.
Taką grupę mogą stanowić np. wszyscy cierpiący na choroby układu oddechowego, których leczenie kosztuje ok. 1000 zł. Fundusz zapłaci za ich leczenie właśnie taką uśrednioną kwotę, bez zagłębiania się w szczegółowe rozliczenie kosztów - tłumaczy Sośnierz. Dzięki temu zmniejszy się liczba pozycji w katalogu świadczeń z ok. 1500 do ok. 600. Niektóre przewlekłe choroby (np. diabetologiczne) leczone będą wg stawek kapitacyjnych, czyli NFZ zapłaci za regularną opiekę nad pacjentem, a nie w zależności od liczby porad. Te rozwiązania wzorowane są na systemie brytyjskim.
Jak dodaje Jolanta Kocjan, rzecznik NFZ, obecnie często jest tak, że procedury, za które NFZ płaci więcej, są chętniej zalecane pacjentom tylko dlatego, że szpital chce za nie dostać większą stawkę. Np. jeśli zabieg zszycia rany zakwalifikuje jako operację plastyczną, to dostanie za to więcej niż gdyby ją wykonał w ramach chirurgii ogólnej. W nowym systemie nie byłoby tego rodzaju kombinacji, decydowałaby diagnoza - tłumaczy dziennikowi. (PAP)