Będziemy głusi na nienawiść
Pan marszałek Borusewicz widocznie nie potrafi zaakceptować faktu, że IPN jest niezależny w swych działaniach naukowych i edukacyjnych oraz że jest otwarty na wszystkie nurty opozycji przedsierpniowej i wszystkie nurty w „Solidarności”. To nasz obowiązek. Pani Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda to dla nas wybitne postacie historyczne, równie ważne jak Bogdan Borusewicz i Lech Wałęsa.
Tydzień temu IPN w oficjalnym oświadczeniu dementował informacje, jakoby Sławomir Cenckiewicz odszedł z Instytutu pod wpływem nacisków politycznych. Później w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” powiedział pan, że takie naciski jednak były.
Pan marszałek Borusewicz nie jest członkiem PO ani rządu – a tego dotyczyło wspomniane przez pana oświadczenie. Przedstawiciele władz PO jakiegokolwiek szczebla ani rządu nie wywierali nacisków na IPN. Telefony były wykonywane z biura pana marszałka przez jego bliską współpracownicę, panią Małgorzatę Gładysz, i przez niego osobiście do gdańskiego IPN. Faktem jest, że pani Gładysz, powołując się na marszałka, groziła obcinaniem budżetu IPN. Cała sprawa miała zatem charakter lokalny. Pan marszałek Borusewicz widocznie nie potrafi zaakceptować faktu, że IPN jest niezależny w swych działaniach naukowych i edukacyjnych oraz że jest otwarty na wszystkie nurty opozycji przedsierpniowej i wszystkie nurty w „Solidarności”. To nasz obowiązek. Pani Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda to dla nas wybitne postacie historyczne, równie ważne jak Bogdan Borusewicz i Lech Wałęsa. Musimy być głusi na nienawiść dzielącą po dziś dzień ich środowiska. Myślę, że tu leży właściwa przyczyna tych telefonów.
Czy mam rozumieć, że Sławomir Cenckiewicz przestraszył się gróźb współpracownicy marszałka Borusewicza i z ich powodu złożył dymisję?
Pan dr Cenckiewicz złożył dymisję i wypowiedzenie z własnej inicjatywy. To sprawa wewnętrzna Instytutu, która zyskała niepotrzebnie zbyt duży oddźwięk. Pan Cenckiewicza wszedł w całą sytuację nadmiernie emocjonalnie, co zresztą widać także w jego późniejszych wypowiedziach. Niepotrzebnie podjął decyzję o odejściu z Instytutu. Oczywiście szanuję tę decyzję.
Faktem jest jednak, że rząd zamierza obciąć finanse IPN.
Owszem, zapowiedziano zamrożenie budżetu instytucji centralnych na poziomie tegorocznym. Rząd jednocześnie zadeklarował, że cięciom tym nie będą podlegały zadania czy przedsięwzięcia o charakterze naukowym i edukacyjnym. Otóż Instytut chce zwiększenia swojego budżetu właśnie na tego typu przedsięwzięcia. W przyszłym roku będziemy mieli dwie wielkie rocznice: rocznicę upadku komunizmu w krajach europejskich oraz rocznicę wybuchu II wojny światowej. IPN chciałby w związku z tym wydać wiele książek, zrobić kilka dużych wystaw, zorganizować Rok Kultury Niezależnej. Jest to olbrzymie zadanie, od którego nasze państwo ucieka przez ostatnie 20 lat. Najwyższy czas, żeby w sposób bardzo przemyślany zacząć promować to, z czego powinniśmy być dumni. Myślę tutaj o całym dorobku konspiracji solidarnościowej, wszystkim, co wiązało się z budową świadomego, wolnego społeczeństwa. Żadna instytucja państwowa do tej pory w sposób zorganizowany tego nie robiła.
Drugim wielkim zadaniem jest digitalizacja naszych archiwów. Pod adresem IPN-u wielokrotnie formułowano oczekiwania dotyczące większej dostępności archiwaliów. Archiwa IPN są obecnie de facto otwarte. Problem w tym, że trzeba ułatwić do nich dostęp. Digitalizacja i stopniowe przenoszenie zdigitalizowanych zbiorów w przyszłości do internetu powinny być naszym celem strategicznym. W Instytucie realizowany jest taki właśnie plan, lecz aby wszedł on w decydującą fazę, potrzebne są dodatkowe pieniądze, większe niż dotychczasowy budżet – ten obsługuje bowiem tylko naszą standardową działalność. Przypomnę, że rytm działania Instytutu od 2006 r. jest znacznie bardziej intensywny. Widać to w liczbie naszych wystaw, wydawanych książek, objawia się to tym, co robi nasze archiwum w działaniach pionu ścigania.
Pieniądze jednak nie rozwiążą wszystkich problemów, gdyż aby każdy mógł korzystać z archiwów IPN przez internet, potrzeba zmiany prawa. Do tej pory tylko dziennikarze i naukowcy mogą do nich zaglądać, lecz dla opinii publicznej nie są dostępne.
Udostępnianie przez internet archiwaliów to kwestia przyszłości – miejmy nadzieję, że nieodległej. Wcześniej – o ile uda się to zabezpieczyć finansowo – planujemy udostępniać w internecie nasze katalogi i inwentarze archiwalne. Obecnie każdy obywatel ma prawo zajrzeć do materiałów dotyczących jego osoby. Również ci, którzy byli agentami; oni nie mogą tylko korzystać z materiałów przez siebie wytworzonych. Każdy ma prawo zajrzeć do archiwaliów dotyczących osób publicznych wyszczególnionych w ustawie. Zatem skala dostępu „szeregowego Kowalskiego” do materiałów archiwalnych IPN jest dosyć duża. Powstaje pytanie, czy „każdy Kowalski” ma prawo mieć dostęp do akt „każdego Zielińskiego”. Lecz o tym musiałby zadecydować parlament.
Ostatnio dużo mówiło się o tym, że IPN w sposób polityczny zamieszcza nazwiska na liście pokrzywdzonych przez komunizm; nie zamieścił Wałęsy, przez chwilę Niesiołowski miał problem ze znalezieniem swojego nazwiska. Dlaczego jedni tam się znaleźli, a inni nie? Pan marszałek Niesiołowski mógł mieć problem tylko z pamięcią, bowiem sam przecież wcześniej wyraził zgodę na umieszczenie swego nazwiska w katalogu i sam przecież wie, jak urzędowo brzmi jego nazwisko. Problem katalogu osób rozpracowywanych przez bezpiekę bardzo szczegółowo reguluje zapis ustawy. W katalogu tym mogą się znaleźć osoby rozpracowywane przez bezpiekę operacyjnie i jednocześnie te, o których nie zachowały się archiwalia świadczące, że były one funkcjonariuszami bądź współpracownikami bezpieki. To jest koniunkcja. Ta sprawa była przez nas wyjaśniana. Nawet minister sprawiedliwości oświadczył publicznie, że gdyby IPN zamieścił nazwisko Lecha Wałęsy na liście, naruszyłby prawo. Nie oznacza to oczywiście, że zapis ustawowy jest w stanie
regulować różnorodność sytuacji realnego życia. W warunkach ustroju totalitarnego sytuacje czarno-białe nie były regułą, istniało mnóstwo niuansów. Bywało, że na bohaterskie czyny zdobywali się ci, którzy mieli wcześniej momenty słabości i upadku. Sztywny zapis ustawy nie pozwala uwzględniać całego bogactwa i dramatu życia społecznego w PRL.
Chciałby pan zmienić ten zapis, czy powinien on pozostać taki, jaki jest teraz?
Uważam, że ten katalog powinien zostać w ogóle wyeliminowany. Żadna instytucja państwowa nie powinna być powołana do tego, by w trybie biurokratycznym budować cokoły, na których ustawia się bohaterów. Prestiż danej osoby, jej rola historyczna mogą być w sposób bardzo oczywisty kształtowane w toku wolnej debaty, czyny zaś lub dorobek życia winny być nagradzane orderami państwowymi lub uświetniane pomnikami. Lecz nie można w sposób ustawowy przesądzać, czy ktoś powinien się znaleźć na jakiejś liście, która jest traktowana jako lista osób nieskazitelnych.
W kręgach PO pojawiają się głosy, że może pan zostać odwołany. A zmiana ustawy o IPN jest potrzebna właśnie po to, by zmienić prezesa.
W misję prezesa IPN być może wpisane jest ciągłe odpowiadanie na takie pytania. Nie mam do takich pogłosek stosunku emocjonalnego. Rytm działania IPN jest kompletnie odmienny od rytmu działań politycznych. Cały problem polega na tym, że Instytut odkrywa nieznane połacie najnowszej historii. Bardzo często jej bohaterowie są wciąż jeszcze czynni na scenie politycznej i współczesne konflikty starają się rozgrywać także wykorzystując historię. Od momentu objęcia stanowiska prezesa IPN wiedziałem jedno: Instytut musi zacząć działać naprawdę. Musi aktywnie afirmować niepodległościową tradycję państwa polskiego, zdecydowanie czcić tradycje wolnościowe wszelkich nurtów ideowych, ukazywać poprzez badania naukowe i działalność edukacyjną dramat narodowy okupacji lat 1939–1945 i dyktatury komunistycznej, wreszcie fenomen lat 70. i 80. w Polsce. O schyłkowym okresie komunizmu wciąż właściwie niewiele wiadomo. Mamy tylko „zmistyfikowaną” pamięć zbiorową i „pamięci” poszczególnych środowisk. To zjawisko stare jak
historia. Poszczególne kręgi środowiskowe akceptują tylko własną wersję wydarzeń, a niekiedy uzurpują sobie narzucanie całemu społeczeństwu swojej wizji przeszłości.
Zadaniem IPN powinno być ukazanie społeczeństwu jego losu po 1939 r. na podstawie intensywnych własnych badań naukowych, rozszerzanie debaty publicznej poprzez maksymalne ułatwianie dostępu do archiwaliów wszystkim jej uczestnikom oraz badanie mechanizmów zniewolenia społeczeństwa – i procesów odrzucania tego zniewolenia. Działania takie – poprzez banalne zmierzanie do prawdy – nierzadko są sprzeczne z interesami (prestiżowymi, a w konsekwencji i materialnymi) środowisk funkcjonujących lub organizujących się w rytm mechanizmów sprzed 1989 r. lub też środowisk odrzucających równorzędność w zbrodni komunizmu i nazizmu oraz z wrogością obserwujących ukazywanie poprzez badania IPN różnorodności tradycji wolnościowej w Polsce.