Będzie popiersie L. Kaczyńskiego? "Nie przeszkadzałbym"
Cokolwiek nie myśleć o Lechu Kaczyńskim, to był prezydentem i uosabiał majestat RP. Gdyby więc to ode mnie zależało, nikomu nie utrudniałbym postawienia mu popiersia w krakowskim Parku Jordana – mówi Wirtualnej Polsce Stanisław Kracik, kandydat Platformy na prezydenta Krakowa.
WP: „Były burmistrz Niepołomic z osiągnięciami” – nie lubi pan tego określenia?
- Jestem dumny z Niepołomic, podobnie jak z mojej ośmioletniej działalności parlamentarnej. W moim życiorysie nie ma bowiem nic, czego mógłbym się wstydzić. Nie chciałbym jednak żyć przeszłością czy ją rozpamiętywać. Teraz jestem wojewodą małopolskim i o tym w pierwszej kolejności chciałbym mówić.
WP: Jacek Majchrowski mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski: „Jeżeli rządzi się 20-tysięczną gminą i chce się przenieść taki model zarządzania – a z wypowiedzi Kracika wynika, że ma on właśnie taki zamiar – na milionowe miasto, to nie wchodzi to w grę. Bo jeżeli ktoś miał pięć szkół na terenie gminy, znał wszystkich dyrektorów, mógł wydawać im dyspozycje i sterować ręcznie, to już przy 500 podmiotach edukacyjnych nie da rady tego zrobić”. Co pan na to?
- Jacek Majchrowski obejmując osiem lat temu urząd prezydenta nie miał doświadczenia samorządowego i przez pierwszą kadencję uczył się zarządzania miastem. Ja mam 19 lat praktyki w samorządzie, międzynarodowe studia zarządzania miastami, a od roku mierzę się z zadaniami na skalę całego regionu, a nie tylko jednego miasta.
WP: Z pozycji wojewody łatwiej będzie panu zostać prezydentem?
- Myślę, że mieszkańcom Krakowa dużo łatwiej będzie podjąć decyzję o głosowaniu na wojewodę niż na burmistrza sąsiedniej gminy. Jest to dość zrozumiałe, patrząc nawet z psychologicznego punktu widzenia.
WP: Jak zamierza pan wykorzystać doświadczenie z Niepołomic w Krakowie, szczególnie w zakresie gospodarki?
- Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to jak bufonada, ale z moich licznych kontaktów z biznesem – mam je praktycznie wszędzie, z wyjątkiem może Nowej Zelandii – wynika, że ludzie chcą rozmawiać z kimś, do kogo mają zaufanie. Kiedy dzisiaj mówię Izbie Gospodarczej w Monachium, że coś im zagwarantuję czy obiecuję, to nikomu nie przyjdzie do głowy, by poddawać moje obietnice w wątpliwość. Wielokrotnie dowiodłem, że to, co obiecałem i czego się podjąłem, zrobiłem. Chciałbym tę wiedzę i kontakty wykorzystywać również w Krakowie.
WP: Czym jako prezydent Krakowa zająłby się pan w pierwszej kolejności?
- Jeśli umiem prowadzić kilka rzeczy na raz, to tylko dlatego, że nie robię ich sam. Gdybym został prezydentem Krakowa, natychmiast zająłbym się – oczywiście z pomocą doświadczonych ekspertów - powołaniem spółki wodnej, żeby uchronić mieszkańców od podtopień. Niekoniecznie nawet od wielkiej wody, bo mimo że wały się nie przerwały, to w trakcie ostatnich powodzi mieliśmy duże straty. W kilku miejscach Krakowa były wyraźne podtopienia.
WP: Wini pan za to Jacka Majchrowskiego? Co mu się najmniej udało przez osiem lat rządzenia w Krakowie?
- Mógłbym powiedzieć, ze moim programem wyborczym jest program wyborczy Jacka Majchrowskiego z 2002 roku. Bo wiele rzeczy, które tam były, nie straciło na aktualności.
WP: Poproszę o konkrety.
- Przede wszystkim nie było i nie ma planu zagospodarowania przestrzennego w najważniejszych punktach. Nadal mamy zakorkowany Kraków i brakuje współpracy z sektorem biznesu. Słyszę całą masę narzekań od biznesmenów na współpracę z Jackiem Majchrowskim. Nie powstała w Krakowie ani jedna inwestycja, która urbanistycznie zmieniałaby wizerunek miasta. Szkieletor jak straszył tak straszy; ci, którzy są z Krakowa, wiedzą, o czym mówię. Ale tych minusów w pracy obecnie urzędującego prezydenta mógłbym wymieniać znacznie więcej.
WP: Mieszkańcy, z którymi rozmawiałam, skarżą się, że inwestorzy miasta zakładają zwykle drugorzędne oddziały – typu księgowość czy obsługa klienta – główne pozostawiając innym miastom, na przykład Warszawie. Czy coś zamierza pan zrobić w tej sprawie jako prezydent i jak chciałby walczyć z bezrobociem?
- Z Krakowa uciekł na przykład Google, co dla mnie jest niewyobrażalne. Nonszalancja urzędników i niesprawność administracyjna powodują, że ludzie omijają Kraków szerokim łukiem. Bo jeżeli ktoś ma czekać trzy lata lub więcej, żeby otrzymać pozwolenie na budowę, to zaczyna planować inwestycje w innym miejscu. Chciałbym wprowadzić reżim taki jak w Niepołomicach: inwestor otrzymuje wytyczne, co ma zrobić i kiedy dostanie pozwolenie na budowę.
Zarzucam Jackowi Majchrowskiemu, że buduje fontanny, stawia sobie pomniczki, a nie inwestuje w te kierunki, które zaczną przynosić miastu profity. Bo nie o to chodzi, żeby postawić kolejne muzeum, do którego trzeba będzie dopłacać, tylko o to, żeby stworzyć warunki do inwestowania tym, którzy będą potem płacili podatki od nieruchomości. WP: A ma pan pomysł, co zrobić z Hotelem Forum?
- Ten hotel to już jest w ogóle tajemnica, którą trzeba będzie do końca wyjaśnić. To, że budynek dzisiaj straszy, to wszyscy wiemy. Chyba że jest to próba przeczekania i wybudowania pod Wawelem jeszcze bardziej monstrualnej inwestycji. Ale z całą pewnością do tego nie dopuścimy.
WP: „Cały Kraków stoi. To jest jeden gigantyczny parking” – mówił jeden z naszych rozmówców.
. - Obecnie trwają w Krakowie trzy inwestycje drogowe i tam się stoi w korku. Nie narzekałbym, gdyby nie fakt, że budowa będzie trwała pół roku dłużej, niż pierwotnie zakładano. Bo miała być ukończona do wyborów, a jak obserwujemy postęp prac, to widać, że zajmą one ponad rok. Kiedy zostanę prezydentem remonty będą prowadzone w weekend. Nie może być tak, że łatanie dziur w drodze blokuje całą ulicę, bo chłopcy ekipy kończą przed 15.
Nie można też nieodpowiedzialnie modernizować systemu zarządzania ruchem czy też budować nowych osiedli czy dużych ośrodków akademickich, do których droga jest sprzed 30 lat. Jak się potem nie dziwić, że jesteśmy gigantycznym parkingiem? Szacuje się, że tracimy kilkadziesiąt procent budżetu miasta rocznie, stojąc w korkach.
WP: No właśnie, jak będzie można dojechać do Centrum Kongresowego, skoro już teraz jest trudno?
- Pomysł budowy w tym miejscu Centrum Kongresowego był od początku nieodpowiedzialny. Jeśli ma tam jednorazowo przebywać ok. 2 tys. osób, to będzie musiało tam dojechać ok. 50 autobusów, a to jest zupełnie niewykonalne.
WP: Mieszkańcy skarżą się też na notoryczne opóźnienia pociągów lub na to, że odjeżdżają przed czasem. Czy coś w tej mierze może być zrobione?
- Mam bardzo pozytywne doświadczenia ze współpracy z PKP i to na różnych szczeblach. Już wiele rzeczy z nimi załatwiałem. Jako prezydent będę starał się coś w tej sprawie robić. Jak również będę stawiał na kolej aglomeracyjną, gdyż jest ona jednym z najprostszych i najtańszych sposobów rozładowywania korków w Krakowie. Jak i tego, żeby wyeliminować z tych stu kilkudziesięciu tysięcy samochodów wjeżdżających do Krakowa codziennie z ościennych gmin, nawet jedną trzecią czy połowę.
Mój sposób rządzenia będzie inny od Majchrowskiego: chcę zmieniać rzeczywistość, dlatego zabieram się za wszystko, co możliwe. Jest to zgodne z prawem, bo gmina ma wpisaną i w konstytucję, i w ustawę, zasadę domniemania kompetencji. Jeżeli więc coś nie jest zabronione czy zastrzeżone dla innych podmiotów, to gmina może się tym zająć. Co więcej, gdybym widział szczególne zaniedbania kolei, to bym się tym zajął. Są bowiem narzędzia, żeby wszcząć z nimi poważne rozmowy, m.in. w imię trzymania porządku w gminie. Jest to jednak kwestia nie tylko punktualności, ale i tego, że ludzie nie chcą korzystać z pociągów, bo mają na przykład opór przed wejściem na peron czy do wagonu.
WP: W handlu dominują korporacje – sklepów „Biedronka”, jak naliczyła „Gazeta Krakowska”, jest aż 17. Co będzie robione, żeby bronić mniejszych przedsiębiorstw, jak choćby sklepy osiedlowe.
- Dla wielu osób rozmowa ze sprzedawcą ma działanie terapeutyczne, kiedy na przykład idzie rano do sklepiku osiedlowego po kefir czy bułkę. Jeżeli mają wyłącznie kontakt z wózkiem czy kasą, to chodzą do takiego sklepu – bo taniej i muszą – ale wpływa to bardzo niekorzystnie na klimaty osiedlowe. Nie widzę powodów, żeby liczba hipermarketów i sklepów sieciowych była zwiększana, tylko dlatego, żeby były blisko. Nie dlatego, żeby można było pójść do sklepu w pantoflach i z papilotami na głowie, ale żeby szanować klimaty, które przez setki lat stwarzały klimaty między tym, kto kupuje, a sprzedającym.
W Niepołomicach przez wiele lat broniłem się przed sklepami typu „Biedronka” czy „Lidl”. Handlowcy jeszcze wtedy nie widzieli zagrożenia, ale dzisiaj bardzo mi za to dziękują. Nasi ludzie kupowali w sklepach sobie znanych i przyjaznych. I tak powinno być również w Krakowie. WP: Czyli możemy liczyć na to, że będzie więcej sklepów osiedlowych?
- Musimy je ratować.
WP: A na co chciałby pan przeznaczyć dotacje z UE?
- Fundusze europejskie nie leżą na kupce i nie można sobie ich przeznaczyć na to lub na tamto. Z całą pewnością Kraków ma dzisiaj kolosalny problem z zanieczyszczeniem powietrza. Raporty, które otrzymuję od wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska, są alarmujące. Na niektórych osiedlach mamy kilkunastokrotne przekroczenie zanieczyszczeń powietrza pyłami itd. Ludzie nie wiedzą, czym oddychają. W pierwszej kolejności wykorzystywałbym więc środki europejskie na ten cel.
Dzięki aktywności rektorów krakowskich uczelni Kraków staje się ośrodkiem, do którego mam nadzieję – jak wszystko dobrze pójdzie – uda się sprowadzać uczonych z całego świata, żeby tu tworzyli wynalazki, pracowali i robili karierę naukową. Tak, żeby nie musieli jeździć poza Polskę.
WP: Młodzi ludzie mówili, że mieszkania w Krakowie są nieporównywalne do tych w Warszawie. Jeżeli w Krakowie i Warszawie zapłacimy jednakową kwotę, to w gorszym stanie dostaniemy to w Krakowie.
- To jest prawo popytu i podaży. Jeżeli nie ma sensownej oferty, to ci, którzy wiedzą, że nie ma dla nich alternatywy, „żyłują”. Miasto musi budować i tworzyć alternatywy. Mówię publicznie o tym, żeby młodzi ludzie, którzy kończą studia, nie wyjeżdżali. Mamy takie marzenie, żeby w poniedziałek poranne pociągi Intercity do Warszawy jeździły puste. Bo na razie kto zdolniejszy, to z Krakowa pojechał do Warszawy i tam znalazł pracę. Nie mam nic przeciwko stolicy, kochamy stolicę, ale chcemy, żeby ludzie, którzy tam jadą, jechali z własnej woli, a nie z konieczności.
WP: Radni PiS chcą, by w parku Jordana stanęły cztery popiersia upamiętniające ofiary katastrofy smoleńskiej: Anny Walentynowicz, działaczki „Solidarności”, ostatniego prezydenta RP na uchodźctwie Ryszarda Kaczorowskiego, generała biskupa Tadeusza Płoskiego i prezydenta Lecha Kaczyńskiego – jeśli wygra pan wybory, pomysł ten ma szanse na realizację?
- Gdyby ode mnie zależało, czy stawiać tam kolejne postumenty, nie ośmieliłbym się w tej sprawie komukolwiek przeszkadzać. Tym bardziej, że finansowanie inicjatywy odbyłoby się ze strony społecznej, a nie budżetu miasta. Proszę pamiętać, że to są już dzisiaj postacie historyczne.
WP: To znaczy, że stanęłoby popiersie Lecha Kaczyńskiego?
- Na pewno nie przeszkadzałbym nikomu w takiej inicjatywie. Zakłada ona bardzo ciekawe nazwiska, nikomu taka aleja nie przeszkadza, więc nikomu też nie powinno to robić jakiejś różnicy. Był prezydentem RP? Był. Spoczywa na Wawelu? Spoczywa. Więc w czym problem?
WP: Przyzna pan jednak, że nie wszystkim może się to podobać. Dobrze pamiętamy demonstracje w Krakowie jeszcze przed pochówkiem Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.
- Dla mnie ta sprawa od początku była oczywista. Pamiętam, że dostałem wtedy od Eli Jakubiak – będącej jeszcze w strukturach PiS – telefon z informacją, że partia Jarosława Kaczyńskiego jest mi bardzo wdzięczna. Powiedziałem jej, że cokolwiek nie myśleć o Lechu Kaczyńskim, to był prezydentem i uosabiał majestat RP. I to nie ulega najmniejszej wątpliwości.
WP: Na jaki wynik wyborczy pan liczy?
- Przyjmę z pokorą każdy wynik, dlatego że o nim decydują mieszkańcy. Jeśli nie przyjmą mojego programu, uznam, że po prostu chcą się dalej męczyć. Liczę na drugą turę – wtedy w konfrontacji ze mną prezydent Majchrowski będzie musiał zrobić rachunek sumienia i pokazać wyniki z ostatnich ośmiu lat rządzenia. A fajnie nie jest – ani budżetowo, ani inwestycyjnie, ani porównując Kraków do innych miast.
WP: A jakie ma pan niekonwencjonalne pomysły na kampanię?
- Mam przynajmniej jeszcze ze dwa. Ale na razie ich nie zdradzę.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska