PolskaBasia walczy o życie: pomóżcie...

Basia walczy o życie: pomóżcie...

Basia Kondracka ma 24 lata, od pięciu walczy z rakiem. - Wciąż wierzę, że wyzdrowieję - mówi Wirtualnej Polsce. Jedyną szansą jest dla niej przeszczep szpiku. Ponieważ ma bardzo rzadki genotyp, poszukiwania dawcy trwają już ponad dwa lata. Basia jest coraz słabsza, ale nie poddaje się. W walce z chorobą pomaga jej rodzina i przyjaciele. Już po raz siódmy organizują dedykowany Basi "Dzień Dawcy Szpiku".

Basia walczy o życie: pomóżcie...
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Lekarze wykryli u Basi Kondrackiej ziarnicę złośliwą (nowotwór węzłów chłonnych)
w 2006 roku. Od tego czasu dziewczyna dzielnie walczy z ciężką chorobą. O swoich zmaganiach z niewidzialnym wrogiem, który powoli niszczy jej organizm i zabiera coraz więcej sił, opowiedziała Wirtualnej Polsce.

Guzek

Zachorowałam pięć lat temu. Wszystko zaczęło się od małego twardego guzka, który pojawił mi się koło szyi. Na początku myślałam, że sam zniknie. Jednak gdy zaczął się powiększać, poszłam do lekarza pierwszego kontaktu. Dostałam antybiotyk. Po tygodniu leczenia, gdy guzek wciąż nie chciał się wchłonąć, pani doktór wysłała mnie do szpitala.

Diagnoza została postawiona bardzo szybko: ziarnica złośliwa, czyli nowotwór węzłów chłonnych. Dobrze pamiętam ten dzień. Byłam kompletnie zaskoczona, nigdy wcześniej nie miałam żadnych problemów ze zdrowiem.

Wiadomość, że jestem chora, przyjęłam jednak spokojnie. Lekarze powiedzieli mi, że nowotwór został wykryty bardzo wcześnie i mam duże szanse na całkowite wyleczenie. Wierzyłam, że za pół roku będę zdrowa, a po raku nie będzie śladu.

Leczenie

Przez pierwsze sześć miesięcy przyjeżdżałam do szpitala tylko na jeden dzień. Dostawałam chemię w kroplówkach i wracałam do domu. Niestety, od samego początku, bardzo ciężko ją znosiłam. Po jednym dniu chemii leżałam przez trzy dni w łóżku. Bardzo źle się czułam, ciągle wymiotowałam. Byłam jednak pozytywnie nastawiona - leczenie przynosiło efekty.

W tej pierwszej fazie – poza okresami, gdy przyjmowałam chemię - mogłam jeszcze w miarę normalnie funkcjonować. Studiuję dwa kierunki – cywilizację śródziemnomorską i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Chodziłam na uczelnię. Co prawda czasami musiałam prosić o przesunięcie terminów egzaminów, ale wtedy jeszcze żyłam normalnie.

Po kolejnych kilku miesiącach, mimo początkowej poprawy, okazało się, że choroba wróciła do fazy wyjściowej. Trzeba było podjąć kolejną, bardziej intensywną linię leczenia. W szpitalu pojawiałam się coraz częściej. Sama chemia trwała cztery dni, ale ponieważ byłam po niej bardzo osłabiona, spędzałam w szpitalu około dwóch tygodni. Czasami pojawiały się komplikacje, wystarczyło przeziębienie – wtedy musiałam zostać na oddziale dłużej. I tak co dwa tygodnie.

Coraz więcej czasu spędzałam w szpitalu, byłam dużo słabsza. Uczelnia zapewniła mi indywidualny tok zaliczeń, ale i tak musiałam korzystać z urlopów zdrowotnych. Mimo to napisałam i obroniłam pracę licencjacką. Nadal wierzyłam, że wkrótce będę zdrowa. Nawet gdy po pierwszym okresie leczenia okazało się, że choroba zamiast się cofać - wciąż postępuje. Zresztą nie było czasu, żeby się zastanawiać - trzeba było iść do przodu.

Znajomi i rodzina

Ogromnym wsparciem w chorobie jest dla mnie moja rodzina i przyjaciele. To jest niesamowite, że po tylu latach wciąż mają siłę, żeby razem ze mną walczyć. Moi znajomi ze studiów od początku wiedzieli, że mam raka. Nie ukrywałam tego przed nimi. Przyznam, że byłam niesamowicie pozytywnie zaskoczona i wciąż właściwie jestem ich postawą. Gdy zachorowałam, byłam dopiero na pierwszym roku, znaliśmy się zaledwie kilka miesięcy. Wydawało się, że mają pełne prawo nie „wczuć się” w moją sytuację, odwrócić się. Stało się wręcz odwrotnie. Przez te wszystkie lata są wciąż przy mnie, dają mi siłę do walki.

Przeszczep – jedyna szansa

Przewidywania lekarzy nie sprawdziły się. Nie wyzdrowiałam po sześciu miesiącach… Przeszłam łącznie kilka linii wyczerpującego leczenia, a także dwa autoprzeszczepy. Pomimo początkowych remisji, ziarnica zawsze wracała. Dziś jedyną szansą jest dla mnie przeszczep szpiku. Niestety, nie znalazłam dawcy wśród rodziny. Od dwóch lat bezskutecznie szukam dawcy niespokrewnionego. Prawdopodobieństwo, że znajdzie się ktoś taki, jest bardzo małe. Choć jestem coraz słabsza, wciąż walczę. To dla mnie jedyne wyjście.

Jak teraz wygląda moje życie? Właściwie nie wychodzę z domu – jeśli już gdzieś jadę, to do szpitala. Ciężko mi się poruszać, mam też bardzo słabą odporność. Nie mogę wyjść spotkać się ze znajomymi. Przyjaciele odwiedzają mnie w domu, pod warunkiem, że są absolutnie zdrowi. Taka izolacja to dla mnie ogromny problem. Mimo to każdego dnia staram się jakoś funkcjonować. Wciąż mam nadzieję, że wyzdrowieję. Jakie mam plany na przyszłość? Przede wszystkim chciałabym skończyć studia i dalej się rozwijać, znaleźć pracę. Wtedy mogłabym spełnić swoje największe marzenie – wybrać się w podróż śródziemnomorską.

Problem z dawcą

Poszukiwania dawcy dla Basi trwają już dwa lata i jak na razie nie udało się go znaleźć ani w Polsce, ani na świecie. Dziewczyna nie traci jednak nadziei, że w końcu znajdzie swojego genetycznego „bliźniaka”.

Jak tłumaczy Katarzyna Jabłońska z Fundacji DKMS Baza Dawców Komórek Macierzystych Polska, wszystko zależy od genotypu chorego. Jeśli jest on „popularny” poszukiwania częściej kończą się sukcesem. Gorzej, jeżeli tak jak w przypadku Basi, kod genetyczny jest bardziej skomplikowany. Wtedy szanse na znalezienie dawcy określa się nawet jak jeden do kilku milionów. – Genotyp Basi porównywano z próbkami 15 mln osób zarejestrowanych w światowym rejestrze dawców szpiku. Nie znaleziono ani jednego, który byłby zgodny – tłumaczy Jabłońska.

Dlatego tak ważne są akcje zachęcające do rejestrowania się jako potencjalni dawcy. Bo im więcej takich osób, tym większe są szanse na znalezienie zgodnych genów do przeszczepu. Warto też pamiętać, że nie każdy, kto zdecyduje się wpisać do bazy, rzeczywiście znajdzie biorcę. Szansa, że osoba, która figuruje w bazie, rzeczywiście komuś pomoże, wynosi ok. 5%. - Oznacza to, że na sto zarejestrowanych osób w ciągu 10 lat tylko około pięciu stanie się dawcami – tłumaczy Jabłońska.

Możesz pomóc

3 marca na terenie Kampusu Ochota Uniwersytetu Warszawskiego przy ul. Pasteura 5a odbędzie się "Dzień Dawcy Szpiku". Organizują go rodzina i przyjaciele Basi, Fundacja DKMS Baza Dawców Komórek Macierzystych Polska oraz Samorząd Studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Akcja otwarta jest praktycznie dla wszystkich, którzy chcą pomóc osobom, które szukają dawców szpiku. Potencjalni dawcy mogą się zarejestrować w godz. 10.00 - 18.00 w Środowiskowym Laboratorium Ciężkich Jonów Wydziału Fizyki.

Rejestracja w bazie dawców jest bardzo prosta i trwa jedynie kilka minut. Zapisać może się prawie każdy zdrowy człowiek pomiędzy 18. a 55. rokiem życia, ważący minimum 50 kg. Rejestracja polega na pobraniu 4 ml (czyli jednej niedużej probówki) krwi. Na podstawie tej próbki zostaną określone cechy zgodności antygenowej, które trafią do rejestru banku szpiku. Wszyscy, którzy chcą się zarejestrować, powinni mieć ze sobą dokument tożsamości z nr PESEL.

Być może tym razem do Basi uśmiechnie się szczęście. Trzymamy mocno kciuki!

Paulina Piekarska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (170)