Bartosz Arłukowicz - szeryf na pół gwizdka
Bartosz Arłukowicz najgorzej oceniany minister rządu Tuska – ostatnio zewsząd zbiera cięgi.
Ostatni cios dostał od Jerzego Owsiaka szefa charytatywnej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który stwierdził, że resort zdrowia w ogóle nie współpracuje z jego Orkiestrą.
Minister próbował łagodzić sprawę. Opowiadał, że jest osobiście zaangażowany w działanie Orkiestry i to od lat. Sugerował też, że zna „Jurka” osobiście.
Nie miał tylko odwagi przyznać, że Owsiak przestał odbierać od niego telefony. I przekazał mu przez żonę, by – jeśli minister ma jakieś sprawy – kontaktował się bezpośrednio… z rzecznikiem Orkiestry.
Przez kilkanaście miesięcy w fotelu ministra, Arłukowicz z sympatycznego polityka, zmienił się w nielubianego urzędnika.
W tym tygodniu czeka go kolejna próba – będzie musiał tłumaczyć się ze stanu służby zdrowia przed parlamentem.
Opozycja znów będzie chciała go odwołać. I znów się jej nie uda. Tylko, czy to dobrze dla szpitali i pacjentów?
Arłukowicz, który jest coraz większym obciążeniem wizerunkowym dla rządu, snuje wizję reform.
A prawda o służbie zdrowia jest prosta. Jak kolejki do lekarzy są niewielkie, a za leki płaci się mało – jest dobrze. Gdy kolejki duże, a tabletki drogie – jest źle.
Jak jest w Polsce?
Źle. A jeśli wierzyć dyrektorom dużych szpitali, instytutów medycznych albo na przykład rzeczniczce praw pacjenta – jest fatalnie. Szpitale zadłużone, kolejki długie, Polacy z własnej kieszeni płacą coraz więcej za lekarstwa.