Baronowa już tu nie rządzi
Krystyna Łybacka - do niedawna największy autorytet polityczny Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Wielkopolsce, z dnia na dzień traci poparcie. Najpierw porażka w głosowaniu na delegata na kongres wielkopolski SLD, później - dramat w wyborach na wiceprzewodniczącego Sojuszu na kongresie ogólnokrajowym. Dlaczego tak się stało?
04.07.2003 10:09
Szef wielkopolskiego SLD Józef Nowicki po niedzielno-poniedziałkowym krajowym kongresie partii stwierdził, że wiele do myślenia daje to, iż Wielkopolska nie ma obecnie swojego wiceprzewodniczącego tak jak to było w poprzedniej kadencji. Do tej pory była nim uważana za zaufanego człowieka premiera Leszka Millera Krystyna Łybacka. Pozycja, którą zajmowała w strukturze SLD stawiała ją w kręgu partyjnych baronów. Miała wielki wpływ na rządowe decyzje dotyczące Wielkopolski, z jej namaszczenia obsadzane były odpowiednimi ludźmi kluczowe w regionie stanowiska. Jak będzie teraz? - Nie jest to przyjemne, ale nie będziemy dramatyzować - mówi Józef Nowicki.
Najmniej głosów
Mówi się, że Krystyna Łybacka przestała być baronową w Wielkopolsce już podczas głosowania przed wojewódzkim zjazdem SLD, który odbył się w marcu. Członkowie partii udzielali wówczas rekomendacji m.in. trzem posłankom: Joannie Nowiak, Annie Górnej-Kubackiej i Krystynie Łybackiej. Pani minister otrzymała wtedy najmniej głosów - 64 (na 112 delegatów), podczas gdy poseł Joanna Nowiak - 71, a poseł Anna Górna -Kubacka 69. Już wtedy na forum padały słowa, że „Minister Łybacka podjęła w ostatnim czasie wiele decyzji, które zraziły do niej nie tylko stały elektorat SLD, ale również jej kolegów partyjnych”.
Zrezygnowała, bo się bała?
Później był zjazd wojewódzki. Krystyna Łybacka była ostatnim SLD-owskim szefem regionalnym, który wbrew zaleceniom premiera Millera łączył funkcje rządowe (K. Łybacka jest ministrem edukacji narodowej i sportu) z przewodniczeniem regionalnym strukturom partii. Miesiąc przed zjazdem K. Łybacka na Zarządzie Regionu zrzekła się z wielkopolskiej funkcji. Zarząd wówczas dymisji nie przyjął i decyzję o wyborze nowego przewodniczącego odłożył na 22 marca. Do tego czasu Łybacka miała się zastanowić. Zastanowiła się i opuściła Wielkopolskę wybierając pracę w rządzie. Nowym szefem został Józef Nowicki, którego kandydaturę pani minister zdecydowanie, przynajmniej oficjalnie, popierała. Teraz słychać głosy, że Łybacka po prostu bała się porażki na własnym podwórku. Poznański radny Tadeusz Jarmołowicz twierdzi, że Krystyna Łybacka mocno ostatnio pracowała na to, żeby znaleźć się teraz w takiej sytuacji.
– Inicjatywa rozdzielenia dwóch ważnych przecież funkcji nie należała zresztą do niej, lecz do organizacji wojewódzkiej – twierdzi radny. Zdaniem radnego Łybacka zatraciła to, co było niegdyś jej mocną stroną – kontakt z ludźmi. – W takiej sytuacji człowiek jako działacz się kończy, bo próbuje traktować doły partyjne z góry. Jak się okazuje, nie zawsze mądrość idzie w parze z wysokim stanowiskiem – żartuje radny.
- Wcale mnie nie dziwi ostatnie miejsce Krystyny Łybackiej w wyborach na wiceprzewodniczącą Sojuszu - stwierdziła po kongresie Joanna Nowiak, poseł i delegat na kongres. - To skutek jej ostatnich decyzji.
Klocki układają się same
Wielu z członków partii, od szeregowych, po tych zasiadających we władzach, twierdziło po wyborach władz wojewódzkich, że wielkopolski Sojusz bez Łybackiej rozsypie się jak klocki. Tak się jednak nie stało, a o pani minister zaczęło być wyjątkowo cicho. Teraz jej rola polityczna jest jeszcze mniejsza, ale wciąż twierdzi, że podjęła taką decyzję i nie zamierza jej zmieniać. Czasu na zastanawianie się jednak za wiele nie ma.
Właśnie ważą się losy polityczne Krystyny Łybackiej: zostanie i będzie walczyć o miejsce, które straciła, czy odejdzie z niewdzięcznego świata polityki we własnym cieniu? A taki właśnie pozostał po ostatnim II Kongresie SLD, który odbył się w ubiegłym tygodniu w Warszawie. Podczas głosowania na wiceprzewodniczącego Sojuszu to właśnie K. Łybacka otrzymała najmniej głosów.
Łybacka w Strasburgu?
Co się teraz będzie działo z byłą wielkopolską baronową? Radny T. Jarmołowicz twierdzi, że nie K. Łybacka będzie decydować o swojej przyszłości. Wszystko wskazuje, że pani minister pójdzie w odstawkę. Radny jest zresztą przekonany, że porażkę w wyborach na wiceprzewodniczącego partii K. Łybacka „zawdzięcza” właśnie L. Millerowi.
– Rozmawiałem z osobami, które obserwowały przebieg kongresu SLD. Twierdzą, że była wyczuwalna niechęć wobec Krystyny Łybackiej. Dawniej ludzie garnęli się do niej, teraz to ona szukała kontaktu z kolegami – mówi T. Jarmołowicz.
Jakie będą dalsze losy obecnej pani minister? – Słyszałem o zamiarach wysłania jej na zagraniczną placówkę dyplomatyczną. Może po wejściu Polski do Unii Europejskiej trafi do Strasburga? A może wyjedzie gdzieś dalej? – spekuluje rozmówca „Gazety Poznańskiej”. Antoni Szczucińki, przewodniczący poznańskiego klubu radnych SLD wypowiada się na ten temat bardziej powściągliwie. – W polityce trudno cokolwiek przesądzić – twierdzi. – Nie ma sytuacji, która uprawniała do jednoznacznego ocenienia, co jest dla poszczególnych osób przełomem. Czas polityczny nie sprzyja tak kategorycznym twierdzeniom.
Inne spekulacje zakładają, że minister Łybacka całkowicie zrezygnuje z polityki i znów zajmie się karierą naukową i wykładaniem matematyki na poznańskiej Politechnice.
Krystyna Łybacka minister edukacji narodowej i sportu:
Jestem tej chwili bardzo skoncentrowana na pracy w ministerstwie. To, że nie zostałam wiceprzewodniczącą Sojuszu - to nie jest żaden dramat. Po prostu nastąpiła roszada - poprzednio wiceprzewodniczącą zostałam ja, teraz na moje miejsce wszedł Józef Oleksy, którego w poprzedniej kadencji nie było. Czy decyzja o wybraniu resortu zamiast szefostwa w Wielkopolsce była słuszna? Była przede wszystkim odpowiedzialna i wtedy taką decyzję musiałam podjąć. W tej sytuacji być może postąpiłabym inaczej, bo Wielkopolska zawsze była moim azylem. Jeżeli chodzi o to, że straciłam rolę lidera partii w Wielkopolsce - to również szukam w tym pozytywnych aspektów. Przede wszystkim nie jestem już tak bardzo odpowiedzialna za partię. Moje miejsce zajął ktoś inny, kto zresztą doskonale się w tej roli spełnia. Teraz, gdy nie pełnię wspomnianych funkcji, mam więcej czasu na spotkania z ludźmi, na dyżury sejmowe. Praca w Parlamencie Europejskim? Nie myślałam o tym, gdyż uważam, że jest to praca dla tych, którzy chcą tam pozostać
dłużej. Podkreślam raz jeszcze, że w każdej sytuacji szukam pozytywnych stron. Nie róbmy dramatu z tego, że nie zostałam wiceprzewodniczącą SLD. Jestem przecież w Radzie Krajowej, tak więc w strukturach Sojuszu działam nadal.
NaszeMiasto.pl
Joanna KARDASZ, Józef DJACZENKO