Bardzo żywy nieboszczyk
Kilka zdjęć, koń na biegunach i trochę sentymentalnych drobiazgów – to wystawa, jaką zorganizowano w Austrii dla upamiętnienia zmarłego tragicznie przed rokiem Jörga Haidera. Jednak jego prawdziwe dziedzictwo wyczuwalne jest na co dzień.
Mieszkańcy Karyntii to zdolni ludzie. Pewien wiedeński felietonista ujawnił, że wysłali delegację do Korei Północnej, aby się dowiedziała, na czym polega kult „ukochanego przywódcy”. A oto plon tej wyprawy: po pierwsze w budynku Landtagu w Klagenfurcie można obejrzeć wystawę zdjęć, która ma przekonać zwiedzających, że Korea Północna to „czysty” kraj, całkowicie wolny od azylantów. Po drugie w Bergbaumuseum otwarto wystawę poświęconą życiu i wspaniałym czynom ukochanego, ale przedwcześnie zmarłego przywódcy – Jörga Haidera.
Przed rokiem pijany Haider, pędzący służbowym samochodem, wypadł na zakręcie z trasy niedaleko Lambichl pod Klagenfurtem i zginął. Od niedzieli 11 października br. (rocznica śmierci Ha idera) w miejscu wypadku stoi kamienna tabliczka z jego podobizną. Trwa zbiórka pieniędzy na rzecz ogłoszenia świętym tego dawnego trybuna ludowego.
Błękitna trucizna
92-letnia matka Haidera, jego siostra Ursula Haubner i wdowa Claudia przybyły, aby w dawnym wojskowym bunkrze otworzyć wystawę, która mogłaby z czasem zmienić się w stałe muzeum. Markowe ubrania tego polityka-modela, opowieści o jego chwalebnych czynach, nagrania śpiewanych przez niego ludowych pieśni... Ekspozycję zaplanowano tak, by uczcić Haidera jak dyktatora światowej rangi.
Odwiedzający dowiaduje się, że ojciec Haidera „już w 1934 r. starał się bronić Austrii przed faszyzmem” – śmiała teza, jako że chodzi o narodowego socjalistę, który brał udział w organizowaniu puczu jeszcze w tym samym roku. Rodzice Haidera – oboje zdeklarowani narodowi socjaliści – według autorów wystawy byli w 1945 r. „prześladowani i upokarzani”. Ani słowa o tym, że posiadłość Haiderów w Bärental w Karyntii została „odżydzona” (miała wcześniej żydowskich właścicieli – przyp. FORUM).
A potem – zaraz po koniku na biegunach z dzieciństwa Haidera – ogromne zdjęcia rozbitego samochodu i podpis wyłaniający się z ciemności: „Wiele pytań, mało odpowiedzi”. – Oczywiście, że ktoś zamordował tego szlachetnego człowieka – komentują miłośnicy teorii spiskowych.
Choć wygląda to wszystko tak groteskowo i zabawnie, atmosfera w Austrii pełna jest agresji. Bowiem dziedzictwo Haidera nie znajduje się wyłącznie w muzeach – można je dostrzec w całym kraju, co dnia. W Hohenems w Vorarlbergu – a to tylko jeden z wielu przykładów – miejscowy szef FPÖ, a więc partii, którą Haider wyniósł na wyżyny, obraził dyrektora muzeum żydowskiego antysemickimi uwagami, po czym jego partia zdobyła aż 38 proc. w wyborach. W Górnej Austrii znajduje się były obóz koncentracyjny Mauthausen. Tuż obok pomnika wisi olbrzymi niebieski plakat: „Nasza ojczyzna w nasze ręce!”. Niebieski to kolor FPÖ. A „kwestia imigrantów” – główny temat u Haidera – spowiła umysły Austriaków niczym błękitna trucizna. Co się dzieje z tym krajem, ulubionym celem urlopowym dla wielu cudzoziemców? Co się dzieje z tymi na ogół tak uprzejmymi ludźmi słynącymi z dowcipu, ironii i elegancji?
Gerhard Haderer jest jednym z największych austriackich karykaturzystów. Jego rysunki co tydzień ukazują się w niemieckich pismach. Haderer powiada, że gdy wraca do Austrii, nieraz ogarnia go lęk, bo zaraz za pierwszym zakrętem widzi plakat „Zachód dla chrześcijan!” Przyprawia go o dreszcze fakt, że „30 proc. naszych obywateli gotowych jest akceptować skrajnie prawicowe poglądy – wcale ich to nie razi”. On sam, typ refleksyjny, teraz oburza się: Znów normalną rzeczą jest nienawidzić. Artysta przypomina, jak Haider i jego następcy umieścili azylantów, uznanych za elementy przestępcze, w „ośrodku specjalnym” na górskiej hali Saualpe w Karyntii. Haider tak to wtedy uzasadniał: Trzeba oddzielić tych ludzi od miejscowej ludności. Tam na górze mogą co najwyżej zbierać grzyby.
– Dziś wystarczy aluzja do Saualpe i azylantów, by publika w piwiarni klepała się z radości po udach – mówi Haderer. Czy to złośliwość pod maską humoru? – Tam nie ma mowy o humorze. To ludzie, którzy na serio chcieli dowieść przed sądem, że alpiniści chcą w miejsce krzyży na alpejskich szczytach montować półksiężyce. Taki proces odbył się naprawdę – skarżący do końca nie chcieli uwierzyć, że padli ofiarą satyryków, który tym żartem chcieli ośmieszyć skrajną prawicę. Zdaniem Tereziji Stoisits, prawniczki broniącej praw obywatelskich, zachowania ksenofobiczne są szczególnie częste u ludzi, którzy sami nie tak dawno się zasymilowali. – Są przekonani, że łódź jest już pełna. Obawiają się, że nowy napływ ludzi mógłby ich znów wyrzucić za burtę.
FPÖ przez długi czas miała charakter antyklerykalny, jeśli nie w ogóle antyreligijny. Jej obecny przywódca Heinz-Christian Strache podkreśla jednak „chrześcijański charakter” Zachodu, a całkiem niedawno poszedł do bierzmowania na oczach całego nieco skonsternowanego narodu. Strache niestrudzenie drąży temat cudzoziemców.
Zdaje się też na język gestów, np. z dawnego pozdrowienia nazistów uczynił rzekomo nieszkodliwy gest zamawiania piwa. Ludzie, którzy „wiedzą, o co chodzi”, zachwycają się ukrytymi sygnałami i treściami.
I do tego jeszcze te przerażające wybryki. W Grazu dwie dziewczynki usiłowały podpalić koleżankę. Pewnie doszłoby do śmiertelnego wypadku, gdyby chusta na głowie muzułmanki była uszyta z łatwopalnego materiału, a nie z taniego włókna. Sprawczynie – „dzieci przyzwoitych i pracowitych Austriaków” – jak pewnie powiedziałby Haider – nie uznały nawet za stosowne przeprosić za swój postępek.
W ratuszu w Klagenfurcie rozdawano niedawno znicze. Stoją teraz razem z gipsowymi i marmurowymi aniołkami nieopodal miejsca, gdzie zginął Haider. Na szarfie jednego z wieńców napisano, że wszyscy chcieliby mieć takiego „kanclerza serc”.
Michael Frank
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".