Bardzo żywy nieboszczyk
Kilka zdjęć, koń na biegunach i trochę sentymentalnych drobiazgów – to wystawa, jaką zorganizowano w Austrii dla upamiętnienia zmarłego tragicznie przed rokiem Jörga Haidera. Jednak jego prawdziwe dziedzictwo wyczuwalne jest na co dzień.
19.10.2009 | aktual.: 19.10.2009 15:32
Mieszkańcy Karyntii to zdolni ludzie. Pewien wiedeński felietonista ujawnił, że wysłali delegację do Korei Północnej, aby się dowiedziała, na czym polega kult „ukochanego przywódcy”. A oto plon tej wyprawy: po pierwsze w budynku Landtagu w Klagenfurcie można obejrzeć wystawę zdjęć, która ma przekonać zwiedzających, że Korea Północna to „czysty” kraj, całkowicie wolny od azylantów. Po drugie w Bergbaumuseum otwarto wystawę poświęconą życiu i wspaniałym czynom ukochanego, ale przedwcześnie zmarłego przywódcy – Jörga Haidera.
Przed rokiem pijany Haider, pędzący służbowym samochodem, wypadł na zakręcie z trasy niedaleko Lambichl pod Klagenfurtem i zginął. Od niedzieli 11 października br. (rocznica śmierci Ha idera) w miejscu wypadku stoi kamienna tabliczka z jego podobizną. Trwa zbiórka pieniędzy na rzecz ogłoszenia świętym tego dawnego trybuna ludowego.
Błękitna trucizna
92-letnia matka Haidera, jego siostra Ursula Haubner i wdowa Claudia przybyły, aby w dawnym wojskowym bunkrze otworzyć wystawę, która mogłaby z czasem zmienić się w stałe muzeum. Markowe ubrania tego polityka-modela, opowieści o jego chwalebnych czynach, nagrania śpiewanych przez niego ludowych pieśni... Ekspozycję zaplanowano tak, by uczcić Haidera jak dyktatora światowej rangi.
Odwiedzający dowiaduje się, że ojciec Haidera „już w 1934 r. starał się bronić Austrii przed faszyzmem” – śmiała teza, jako że chodzi o narodowego socjalistę, który brał udział w organizowaniu puczu jeszcze w tym samym roku. Rodzice Haidera – oboje zdeklarowani narodowi socjaliści – według autorów wystawy byli w 1945 r. „prześladowani i upokarzani”. Ani słowa o tym, że posiadłość Haiderów w Bärental w Karyntii została „odżydzona” (miała wcześniej żydowskich właścicieli – przyp. FORUM).
A potem – zaraz po koniku na biegunach z dzieciństwa Haidera – ogromne zdjęcia rozbitego samochodu i podpis wyłaniający się z ciemności: „Wiele pytań, mało odpowiedzi”. – Oczywiście, że ktoś zamordował tego szlachetnego człowieka – komentują miłośnicy teorii spiskowych.
Choć wygląda to wszystko tak groteskowo i zabawnie, atmosfera w Austrii pełna jest agresji. Bowiem dziedzictwo Haidera nie znajduje się wyłącznie w muzeach – można je dostrzec w całym kraju, co dnia. W Hohenems w Vorarlbergu – a to tylko jeden z wielu przykładów – miejscowy szef FPÖ, a więc partii, którą Haider wyniósł na wyżyny, obraził dyrektora muzeum żydowskiego antysemickimi uwagami, po czym jego partia zdobyła aż 38 proc. w wyborach. W Górnej Austrii znajduje się były obóz koncentracyjny Mauthausen. Tuż obok pomnika wisi olbrzymi niebieski plakat: „Nasza ojczyzna w nasze ręce!”. Niebieski to kolor FPÖ. A „kwestia imigrantów” – główny temat u Haidera – spowiła umysły Austriaków niczym błękitna trucizna. Co się dzieje z tym krajem, ulubionym celem urlopowym dla wielu cudzoziemców? Co się dzieje z tymi na ogół tak uprzejmymi ludźmi słynącymi z dowcipu, ironii i elegancji?
Gerhard Haderer jest jednym z największych austriackich karykaturzystów. Jego rysunki co tydzień ukazują się w niemieckich pismach. Haderer powiada, że gdy wraca do Austrii, nieraz ogarnia go lęk, bo zaraz za pierwszym zakrętem widzi plakat „Zachód dla chrześcijan!” Przyprawia go o dreszcze fakt, że „30 proc. naszych obywateli gotowych jest akceptować skrajnie prawicowe poglądy – wcale ich to nie razi”. On sam, typ refleksyjny, teraz oburza się: Znów normalną rzeczą jest nienawidzić. Artysta przypomina, jak Haider i jego następcy umieścili azylantów, uznanych za elementy przestępcze, w „ośrodku specjalnym” na górskiej hali Saualpe w Karyntii. Haider tak to wtedy uzasadniał: Trzeba oddzielić tych ludzi od miejscowej ludności. Tam na górze mogą co najwyżej zbierać grzyby.
– Dziś wystarczy aluzja do Saualpe i azylantów, by publika w piwiarni klepała się z radości po udach – mówi Haderer. Czy to złośliwość pod maską humoru? – Tam nie ma mowy o humorze. To ludzie, którzy na serio chcieli dowieść przed sądem, że alpiniści chcą w miejsce krzyży na alpejskich szczytach montować półksiężyce. Taki proces odbył się naprawdę – skarżący do końca nie chcieli uwierzyć, że padli ofiarą satyryków, który tym żartem chcieli ośmieszyć skrajną prawicę. Zdaniem Tereziji Stoisits, prawniczki broniącej praw obywatelskich, zachowania ksenofobiczne są szczególnie częste u ludzi, którzy sami nie tak dawno się zasymilowali. – Są przekonani, że łódź jest już pełna. Obawiają się, że nowy napływ ludzi mógłby ich znów wyrzucić za burtę.
FPÖ przez długi czas miała charakter antyklerykalny, jeśli nie w ogóle antyreligijny. Jej obecny przywódca Heinz-Christian Strache podkreśla jednak „chrześcijański charakter” Zachodu, a całkiem niedawno poszedł do bierzmowania na oczach całego nieco skonsternowanego narodu. Strache niestrudzenie drąży temat cudzoziemców.
Zdaje się też na język gestów, np. z dawnego pozdrowienia nazistów uczynił rzekomo nieszkodliwy gest zamawiania piwa. Ludzie, którzy „wiedzą, o co chodzi”, zachwycają się ukrytymi sygnałami i treściami.
I do tego jeszcze te przerażające wybryki. W Grazu dwie dziewczynki usiłowały podpalić koleżankę. Pewnie doszłoby do śmiertelnego wypadku, gdyby chusta na głowie muzułmanki była uszyta z łatwopalnego materiału, a nie z taniego włókna. Sprawczynie – „dzieci przyzwoitych i pracowitych Austriaków” – jak pewnie powiedziałby Haider – nie uznały nawet za stosowne przeprosić za swój postępek.
W ratuszu w Klagenfurcie rozdawano niedawno znicze. Stoją teraz razem z gipsowymi i marmurowymi aniołkami nieopodal miejsca, gdzie zginął Haider. Na szarfie jednego z wieńców napisano, że wszyscy chcieliby mieć takiego „kanclerza serc”.
Michael Frank
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".