Banki krwi żerują na strachu rodziców
Banki krwi pępowinowej, rzekome narzędzie walki z białaczką i jeden z największych biznesów okołoporodowych, okazują się zwykłym sposobem na wyciągnięcie pieniędzy od rodziców - czytamy w "Dzienniku".
"Krew pępowinowa jest nieocenionym skarbem, który w przyszłości może uratować życie waszemu dziecku lub jego rodzeństwu", "Zapewnij dziecku przyszłość!" - oto fragmenty ulotek, które znaleźć można we wszystkich polskich porodówkach.
Żeby skorzystać z usług banku, musimy najpierw wpłacić 600 zł. Kolejna opłata - za pobranie krwi pępowinowej - to 1790 zł. Za jej przechowywanie płaci się 430 zł rocznie. Można też wykupić abonament. Za przechowywanie krwi przez 18 lat zapłacimy cztery tysiące złotych.
Tyle reklama. A co na to nauka? Trudno spotkać lekarza hematologa, który broniłby zasadności składowania krwi pępowinowej. To zwykła maszynka do zarabiania pieniędzy - mówi "Dziennikowi" konsultant krajowy w dziedzinie hematologii prof. Wiesław Jędrzejczak.
Dr hab. Tomasz Niemiec, wiceszef Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, który wspiera Polski Bank Komórek Macierzystych S.A, nie chciał przedstawić swojego stanowiska. Ja mam bardzo pozytywną opinię na ten temat. Ale nie będę na ten temat rozmawiać. Swoim pacjentkom pozostawiam wolny wybór - ucina rozmowę.