Bahrajn: dwóch zabitych w serii wybuchów w stolicy
Dwóch pracowników z Azji zginęło, a jeden został poważnie ranny w serii eksplozji w stolicy Bahrajnu, Manamie - podała policja. W tym niewielkim kraju od 21 miesięcy trwa powstanie przeciwko wspieranej przez USA sunnickiej dynastii al-Chalifa.
Te ataki są oznaką tego, że niektóre siły opozycyjne coraz częściej sięgają po przemoc - komentuje agencja AP.
Do pięciu eksplozji doszło w dzielnicach mieszkalnych Manamy. Policja określiła wybuchy jako "akty terroru", dodając, że bomby były domowej roboty. "Aktami terroru" władze nazywają zazwyczaj ataki przeprowadzane przez działaczy opozycji.
Policja zaapelowała do mieszkańców, by nie dotykali podejrzanych przedmiotów.
Wszystkie ofiary śmiertelne eksplozji to sprzątacze z Azji Południowej. Jeden z mężczyzn doprowadził do wybuchu, gdyż kopnął ładunek, który był umieszczony na ulicy w dzielnicy Gudaibija. Druga ofiara zmarła na skutek ran odniesionych w eksplozji przed kinem.
Nie wiadomo, z jakich krajów pochodzili zabici. Jednak Bahrajn zamieszkują liczne społeczności Hindusów, Pakistańczyków i Banglijczyków, zatrudnionych głównie w budownictwie i sektorze usług. Ze spisu ludności z 2010 roku wynika, że w 1,2-milionowym Bahrajnie mieszkało wówczas ponad 660 tys. cudzoziemców, z których większość określała się jako pochodzący z Azji.
Atak potępiło główne ugrupowanie szyickiej opozycji, al-Wifak. W komunikacie zapewniło, że "odrzuca przemoc".
Polityk al-Wifak Matar Matar wątpi, że działacze opozycji mogą stać za atakami. Przypomniał, że czołowi szyiccy duchowni apelowali do wiernych, by unikali eskalacji konfliktu. Zasugerował, że sprawcami mogły być policja lub wojsko.
- To dziwny incydent. Dlaczego ktoś atakowałby pracowników? - zastanawiał się. - Obawiam się, że policja i wojsko tracą kontrolę nad oddziałami - powiedział Matar. Jego zdaniem mogło chodzić o przygotowania do ogłoszenia stanu wojennego.
Do wybuchów doszło kilka dni po wprowadzeniu zakazu marszów i zgromadzeń. Władze tłumaczyły, że w ten sposób dążą do zapewnienia bezpieczeństwa publicznego. Mimo zakazu starcia nie ustały. W niedzielę tłum obrzucił koktajlami Mołotowa trzy posterunki policji.
Ze względu na zakres bombardowań i to, że do wybuchów doszło m.in. w dzielnicy, w której znajdują się popularne wśród cudzoziemców restauracje i kluby, atak świadczy o rozszerzającej się kampanii przemocy - ocenia AP.
Choć w tym roku policjanci już kilkakrotnie padali ofiarami eksplozji, to ataki bombowe wymierzone w cywilów są rzadkością w tym kraju Zatoki Perskiej - pisze agencja Reutera. W październiku dwóch funkcjonariuszy zginęło w wybuchu bomby domowej roboty podczas starć z protestującymi w szyickiej miejscowości Aker pod Manamą.
Od lutego 2011 roku Bahrajn jest sceną protestów szyickiej większości, domagającej się politycznego równouprawnienia. Według Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka (FIDH) niepokoje te pociągnęły za sobą 80 ofiar śmiertelnych. Szyici stanowią ok. 70 proc. ludności Bahrajnu, w którym stacjonuje V Flota marynarki wojennej USA.