Bagdad - polska ambasada pusta, ale nie spustoszona
Do ambasady w Bagdadzie ma wkrótce wrócić
polski dyplomata. Na razie budynek sprawia wrażenie pustego, ale
ocalał przed szabrownikami.
"Złodzieje przychodzili wiele razy, byli uzbrojeni, dopytywali się o wejścia do ambasady. Raz powiedziałem im stop, wtedy strzelili w moją stronę" - opowiada Sahar mieszkający naprzeciw ambasady.
Tablica przy wejściu informuje, że poselstwo reprezentuje także interesy Stanów Zjednoczonych. Jego sąsiad Wisam zna opisanego niedawno przez wysłanników radia RMF Saada - tłumacza ambasady, który w dniach największego chaosu pilnował ośrodka - ale nie wie, gdzie Saad mieszka.
Także Wisam opowiada o sąsiedzkiej obronie wszystkich domów na ulicy, prywatnych i ambasady. "Od północy do ósmej rano czuwamy z bronią" - mówi.
Sahar twierdzi, że do ambasady przed kilkoma dniami przyjechał jakiś człowiek z walizką i psem. Nikt jednak nie otwiera na kołatanie do drzwi, nie słychać też szczekania.
Sahar twierdzi też, że na teren ambasady weszło ośmiu żołnierzy, nie potrafi jednak powiedzieć, czy weszli przez drzwi, czy przez kilkumetrowe ogrodzenie.
Budynek wygląda na opustoszały, ale nie naruszony. Drzwi i brama są zamknięte, na dzwonek nikt nie odpowiada, szyby w zakratowanych oknach są całe. Tak jak chodnik i słupki, tak i obiektyw kamery do obserwacji wejścia pokrywa naniesiony przez wiatr pył barwy ochry. Wobec braku prądu, nawet gdyby ktoś był w środku, i tak nie miałby z kamery pożytku.
Uliczka, przy której stoi ambasada, jest od jednej strony zastawiona cementowymi pojemnikami. To stosowany w wielu miejscach sposób na utrudnienie złodziejom wjazdu.
Jezdnią, z którą uliczka się łączy, jeżdżą amerykańskie patrole. Bagdadczycy przyznają, że najniebezpieczniejszy okres już minął. (mp)