"Badanie akt IPN to nie hodowanie fasolki w szklance"
Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz
Kochanowski chce, by Trybunał Konstytucyjny uchylił wymóg
rekomendacji jako warunek dostępu do akt IPN dla dziennikarzy oraz
osób, które nie są naukowcami. Przedstawiciel prokuratora generalnego Andrzej Niewielski uważa, że w archiwach IPN są treści, które mogą naruszać
prawo jednostki do dobrego imienia i dlatego nie powinny być one
dostępne dla "szerokiej publiczności". - Badanie akt IPN to nie
hodowanie fasolki w szklance - powiedział.
25.11.2008 | aktual.: 25.11.2008 15:17
RPO zaskarżył nowelizację ustawy o IPN z 2007 r., według której do dostępu do akt IPN przez dziennikarzy konieczna jest rekomendacja redakcji lub wydawcy, a dla osób nie będących naukowcami, a zamierzających prowadzić takie badania - od pracownika naukowego "uprawnionego do prowadzenia badań w dyscyplinach nauk humanistycznych, społecznych, gospodarki lub prawa".
Reprezentujący nieobecnego w TK Kochanowskiego Mirosław Wróblewski z jego biura mówił, że prawo dostępu do akt IPN nie jest równe dla wszystkich. Dodał, że w prawie nie ma definicji pracownika naukowego, wobec czego dana osoba nie wie, czy rekomendacja, którą uzyska, byłaby dla IPN wystarczająca. Wróblewski podkreślił, że wystawiający rekomendację i tak nie ma wpływu na sposób wykorzystania akt IPN przez badacza.
Sędzia Ewa Łętowska pytała Wróblewskiego, czy widzi konflikt między prawem do swobody badań, a ochroną dóbr osób z akt IPN; dodała, że ma na myśli "osoby trzecie", a nie agentów. Wróblewski odparł, że rekomendacja nie jest niezbędna dla ochrony tych wartości.
O uznanie niekonstytucyjności zapisu o rekomendacji dla osób niebędących naukowcami wniósł reprezentant Sejmu Witold Pahl (PO). Argumentował, że pracownikami naukowymi są m.in. bibliotekarze. Za zgodny z konstytucją poseł uznał zaś wymóg rekomendacji dla dziennikarzy.
Przedstawiciel prokuratora generalnego Andrzej Niewielski opowiedział się za konstytucyjnością obu zapisów. Dodał, że TK uznawał już, że w archiwach IPN są "dane wrażliwe", których ujawnienie może naruszać prawo jednostki do dobrego imienia i dlatego nie powinny być one dostępne dla "szerokiej publiczności". - Badanie akt IPN to nie hodowanie fasolki w szklance - powiedział.
Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, oba zapisy są zgodne z konstytucją. Zdaniem Fundacji, gdyby je uchylono, każdy powołujący się na badania naukowe lub działalność dziennikarską uzyskałby dostęp do akt każdej osoby w IPN. Fundacja uznaje to za niedopuszczalne m.in. dlatego, że "mogłoby dochodzić do sytuacji, w której dostęp do dotyczących danej jednostki dokumentów miałyby wszystkie osoby, z wyjątkiem tej, której dokumenty dotyczą".
Wcześniej Kochanowski złożył wniosek o wyłączenia trojga z pięciorga sędziów ze składu: Ewy Łętowskiej, Marka Mazurkiewicza i Teresy Liszcz (która sama wyłączyła się ze składu z "powodów osobistych", uznając, że mogą być wątpliwości co do jej bezstronności).
Inny trzyosobowy skład TK rano odmówił wyłączenia Łętowskiej i Mazurkiewicza. Odrzucił tezę RPO, że "zaangażowany stosunek" sędziego do rozpatrywanej sprawy można utożsamiać ze stronniczością. TK podkreślił, że jego sędziowie mają swe poglądy jako wybitni prawnicy, a wcześniejsze ich wypowiedzi w danej sprawie nie uprawdopodobniają zarzutu braku bezstronności.
Jak podają katalogi IPN, Mazurkiewicz w 1984 r. zgłosił SB we Wrocławiu, że dostał z Niemiec broszurę Stowarzyszenia Rozwoju Kontaktów Międzynarodowych; z inspiracji SB podczas prywatnego wyjazdu do RFN miał potem nawiązać bezpośredni kontakt z tym stowarzyszeniem.
O Łętowskiej w katalogach IPN napisano, że w listopadzie 1987 r. SB zarejestrowała ją w kategorii "zabezpieczenie". "Rzeczpospolita" podała ponadto, że nieżyjący już mąż sędzi wcześniej "był długoletnim współpracownikiem SB o pseudonimie 'Krytyk'". Sama Łętowska złożyła oświadczenie, że jej mąż, jako dyrektor instytutu naukowego, był z racji funkcji uczestnikiem rozmów z oficerami SB, ale nigdy nie składał żadnych donosów, a jego oświadczenie lustracyjne nigdy nie było kwestionowane.
Z katalogów IPN wynika też, że Liszcz w stanie wojennym podpisała oświadczenie, że nie będzie prowadzić "antypaństwowej działalności". Według "Rz" mąż sędzi - Leszek - "został zidentyfikowany jako tajny współpracownik bezpieki".