Polska"Baby z rządu koniom lżej..."

"Baby z rządu koniom lżej..."

Z perspektywy urokliwej prowincji obserwuję warszawskie potyczki na szczytach władzy. Wczoraj odwiedził mnie tutejszy sąsiad i mówi „Pani, oni w tej Warszawie kłócom się i kłócom, jak te baby!”, „Jakie baby?” pytam, wrażliwa na seksistowskie wypowiedzi, „no te chłopy, jak te baby”. „Jakie chłopy?”, „Ten prezydent, jakiś minister – jak baby!”. „Przepraszam - chciałam powiedzieć - to nie baby się kłócą, ale właśnie chłopy”. Z sąsiadem nie można było jednak rozmawiać, bo swoim odkryciem chciał się szybko podzielić z innymi chłopami i może mniej chodziło o wymianę politycznych opinii, co o pretekst do wypicia kolejnej „nalewki”, bo tak dziś, w ludowej gwarze, nazywa się popularny niegdyś bełt.

21.07.2008 | aktual.: 21.07.2008 10:03

W Polsce pokutuje stereotyp, że kobiety nie mogą zajmować się polityką, bo są zbyt emocjonalne, histeryczne, irracjonalne, niezrównoważone, chwiejne. Mężczyźni - według podobnego stereotypu - są za to racjonalni, zimni, kalkulujący, stabilni, poważni i myślący abstrakcyjne. W jednym z podręczników do „wychowania do życia w rodzinie” jest nawet w ramkę wzięta informacja, którą dzieci winny sobie zapamiętać, że „światem kobiety jest jej serce, a sercem mężczyzny cały świat”, co znaczy, że kobieta z racji naturalnych predyspozycji powinna kochać swojego mężczyznę, a mężczyzna z racji przynależnych mu praw naturalnych - może robić co mu się żywnie podoba. Ta prosta formuła dotycząca męskich i żeńskich powołań w sposób wyraźny przekłada się na życie publiczne. Najwyższa pora ją zrewidować.

Obserwując obecny konflikt prezydencko–rządowy, który pączkuje dodatkowymi sporami między doradcami, sekretarzami, szarymi eminencjami rządu i pałacu, to myślę sobie, że nie ma większego nieszczęścia niż mężczyźni u władzy. I nikt mi nie powie, że do władzy są oni naturalnie predysponowani. Są ambitni, zazdrośni, ich „ego” jest „rozdęte do monstrualnych rozmiarów” – jak słusznie zauważył prezydent Kaczyński, bo choć miał na myśli ministra Sikorskiego, to tym razem wypowiedział prawdę uniwersalną, do której dochodził zapewne przez lata obcowania ze swoim bratem. Mężczyźni u władzy są kłótliwi, niezdrowo pobudzeni, agresywni, kapryśni, a do tego niestali w przekonaniach i lojalnościach. Nie znam też polityka, który umiałby myśleć abstrakcyjne lub chociażby antycypująco, i który miałby dystans do bieżącej gorączki polityczno medialnej. Lubią się za to podobać, są próżni, oddadzą duszę, lub – co jest przypadkiem najczęstszym – osobistą godność za rosnące słupki popularności oraz udział w programach typu „show”.

Nie jest oczywiście powiedziane czy kobiety w polityce zachowywałyby się inaczej, bo ich w niej nie ma, a te, które są, starają się przede wszystkim zachowywać jak mężczyźni. Posłanka Szczypińska przepraszająca „Solidarność” za Wałęsę nie jest wszak niczym innym niż ustami swego „narzeczonego” Kaczyńskiego, który nienawiść do Wałęsy rozpisuje ostatnio na role (męskie i żeńskie, jak w teatrze). Tak więc polityka pozostaje jednopłciowa. I pech chce, że nie jest to chyba płeć właściwa do sprawowania władzy.

Po wypiciu kilku nalewek sąsiad znów do mnie zajrzał. Nie chciał jednak już komentować babskich relacji w polskim rządzie, tylko prosił o mediacje z własną żoną, której złości obawiał się. I słusznie. Na wsiach rządzą bowiem kobiety. I gdyby ich rządy stały się bardziej powszechne może Polska wyglądałaby lepiej. Bo z tymi babami u władzy to nie wiadomo czy straszno czy tylko śmieszno.

Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)