B. świadek Jehowy pobił współwyznawcę młotkiem
Proces byłego świadka Jehowy, który młotkiem pobił współwyznawcę, ponieważ uważał, że ten źle go traktował, rozpoczął się w poniedziałek przed sądem w Złotoryi (Dolnośląskie).
13.12.2004 | aktual.: 13.12.2004 12:51
Do napaści doszło w maju. Podczas niej mężczyzna uderzył też żonę zaatakowanego, próbującą go zasłonić. Waldemar G. został wykluczony ze zboru. Grozi mu do 5 lat więzienia.
W poniedziałek przed sądem mężczyzna wyraził skruchę i przeprosił zaatakowane małżeństwo. Chciał dobrowolnie poddać się karze, ale poszkodowani oraz prokuratura i sąd nie zgodzili się na to, uważając, że zaproponowana przez niego wysokość kary - 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu - nie byłaby sprawiedliwa za drastyczny czyn, jakiego się dopuścił.
To była forma odwetu za to, co Piotr B. uczynił mi i mojej rodzinie. Lekceważył mnie i wyśmiewał, zarzucał mi zagarnięcie pieniędzy, wysuwał pod moim adresem pomówienia i oszczerstwa, mówił że jestem kłamcą - tłumaczył w sądzie motywy swego czynu Waldemar G. Utrzymywał, że między nim i Piotrem B. istniał konflikt, a jego oponent nie chciał go rozwiązać, dlatego sam postanowił "załatwić sprawę po męsku".
Wszystko zaczęło się, gdy dwa istniejące w Złotoryi zbory świadków Jehowy, którym przewodzili Piotr B. i Waldemar G. połączyły się i rozpoczęto budowę wspólnej świątyni.
Waldemar G. chciał być koordynatorem budowy, a ja uważałem, że nie poradzi sobie. Wyraziłem tę opinię otwarcie - powiedział przed sądem Piotr B.
Waldemara G. wybrano jednak na stanowisko koordynatora, ale po rocznym piastowaniu tej funkcji, zmuszony był z niej zrezygnować. W sądzie twierdził, że był przekonany, iż to wynik dyskredytowania go przez Piotra B.
Aby się zemścić, 2 maja br. Waldemar G. podjechał wieczorem pod dom małżeństwa B. Gdy wracali do domu zaatakował ich motkiem. Spowodował u nich liczne obrażenia m.in. w postaci urazów głowy, złamania kości skroniowej, stłuczenia mózgu, a w przypadku kobiety, także ran ręki.
Potem wrócił do domu, pożegnał się z rodziną i sam zgłosił na policję mówiąc, że "chyba zabił człowieka".