B. rektor z Jarosławia narozrabiał w więzieniu
Aresztowany Antoni J., były rektor Wyższej Szkoły Zawodowej z Jarosławia (woj. podkarpackie), oskarżony m.in. o wyłudzenia, handel tytułami naukowymi i przestępstwa seksualne, ma nowe kłopoty. Areszt śledczy, w którym przebywa, zawiadomił prokuraturę, iż dopuścił się on napaści na funkcjonariusza służby więziennej. Sprawę ma prowadzić policja.
08.09.2009 | aktual.: 08.09.2009 17:30
O zdarzeniu poinformowano także sąd, przed którym w połowie października ma ruszyć proces przeciwko Antoniemu J.
Do napaści doszło na początku września wieczorem, kiedy aresztant, stukając w drzwi, domagał się udzielenia mu pomocy medycznej, mimo że kilka minut wcześniej taka pomoc została mu udzielona. Funkcjonariusz zbliżył się do drzwi i zajrzał przez wizjer, a wtedy Antoni J. opluł go.
Uznano to za napaść na funkcjonariusza na służbie i zawiadomiono prokuraturę. Za taki występek grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3. - Potwierdzam wpływ zawiadomienia o znieważeniu funkcjonariusza, w dniu dzisiejszym zostało to przekazane policji - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.
Antoni J. od kilkunastu miesięcy nie stawiał się do krakowskiego sądu na kolejne terminy procesu, w którym miał odpowiadać jako oskarżony m.in. o wyłudzenia, groźby karalne, handel tytułami naukowymi, przekraczanie uprawnień i wykorzystywanie seksualne.
Proces miał się rozpocząć półtora roku temu. Oskarżony zasłaniał się dolegliwościami zdrowotnymi i przed terminami rozpraw zgłaszał do szpitali, które potem opuszczał. Tymczasem sąd dysponował opiniami biegłych, że zarówno fizyczny, jak i psychiczny stan zdrowia Antoniego J. umożliwia mu uczestniczenie w rozprawach. Biegli informowali ponadto o możliwości symulowania choroby przez oskarżonego.
Ostatecznie w pierwszej połowie 2009 r. sąd postanowił o ściganiu oskarżonego listem gończym i aresztowaniu go na trzy miesiące. Sąd uznał, że jedynie aresztowanie Antoniego J. może zapewnić prawidłowy tok postępowania sądowego. Pod koniec lipca Antoni J. trafił do aresztu na Montelupich w Krakowie. Deklarował tam, że podejmuje głodówkę, ale jej nie podjął.
Przed sądem Antoni J. ma odpowiadać za wyłudzenie 230 tys. zł z kierowanej przez siebie uczelni i wypowiadanie gróźb pod adresem dziennikarki. Ponadto - za czerpanie korzyści majątkowych i osobistych (w tym seksualnych) od studentów i doktorantów, handel tytułami naukowymi, przekroczenie uprawnień, nakłanianie do fałszywych zeznań i wykorzystywanie seksualne.
Do sprawy włączony został także akt oskarżenia, który sporządziła w maju ub.r. krakowska prokuratura. Antoni J. został w nim oskarżony o finansowanie z pieniędzy szkoły swej kampanii wyborczej do senatu w 2005 roku, o nakłanianie do fałszywych zeznań i wprowadzenie w błąd dwóch pokrzywdzonych co do wykonywania przez siebie zawodu lekarza i doprowadzenie ich do "innej czynności seksualnej" oraz - jednego z pokrzywdzonych - do obcowania płciowego.
Wyroki w sprawach przeciwko Antoniemu J. o wyłudzenia 230 tys. zł z budżetu uczelni i kierowania gróźb karalnych pod adresem dziennikarki zapadały już dwukrotnie przed sądem w Jarosławiu - najpierw osobno, potem łącznie - i dwukrotnie były uchylane. Za trzecim razem Sąd Rejonowy w Jarosławiu zwrócił się do Sądu Najwyższego o przekazanie sprawy do innego miasta.
Także Sąd Najwyższy zdecydował, że proces o korupcję i czerpanie korzyści majątkowych i osobistych (w tym finansowych i seksualnych), w którym Antoni J. został już nieprawomocnie skazany przez rzeszowski sąd rejonowy na pięć lat więzienia, po uchyleniu tego wyroku ruszy przed sądem w Krakowie. Procesu tego nie chciały prowadzić ani sąd w Rzeszowie, ani w Jarosławiu. Wszystkie procesy połączone w jeden będą toczyć się przed Sądem Rejonowym dla Krakowa Śródmieścia.
W styczniu 2008 r. zwolennicy byłego rektora zakłócili pracę krakowskiego sądu, który decydował o przedłużeniu aresztu Antoniemu J. Przed październikową rozprawą sędzia Konrad Gwoździewicz zwrócił się do policji sądowej o wzmocnioną ochronę, kierując się uzasadnioną obawą, ze może ona zostać zakłócona. Do sądu zgłaszali się zwolennicy byłego rektora, zamierzając reprezentować go społecznie i domagając się dostępu do akt sprawy.