B. poseł PiS oskarżony o wyłudzenie z Sejmu 138 tys. zł
Zarzut wyłudzenia od Sejmu 138 tys. zł postawiła prokuratura byłemu posłowi PiS Tomaszowi Markowskiemu. Chodzi o koszty pobytu w stolicy, na refundację których poseł pobierał pieniądze, choć jednocześnie był formalnie właścicielem mieszkania w Warszawie. Były poseł nie przyznaje się do zarzutów.
03.03.2008 | aktual.: 03.03.2008 15:54
3 marca 2008 r. Tomaszowi M. przedstawiono zarzut popełnienia przestępstwa polegającego na wyłudzeniu w okresie od 25 stycznia 2002 r. do 12 lipca 2007 r. pieniędzy w łącznej kwocie 138 tys. zł z tytułu refundacji zamiejscowym posłom na Sejm RP kosztów wynajmu mieszkań w Warszawie - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Katarzyna Szeska.
Według Szeskiej, b. poseł nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia, których treść będzie przedmiotem dalszej analizy procesowej. Prokuratura zastosowała wobec niego dozór policji i poręczenie majątkowe.
Cierpliwe poczekam do końca tej sprawy, bo wierzę, że będzie to dobry dla mnie koniec. Jeśli coś mnie niepokoi, to fakt, że zarzuty postawiono bez choćby próby przesłuchania mnie, czy zbadania moich wyjaśnień - powiedział Markowski po wyjściu z prokuratury.
Były parlamentarzysta zapowiedział, że jest gotów w każdej chwili oddać się do dyspozycji prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Nie poczuwam się do żadnej winy, niczego nie ukrywałem przed urzędnikami czy prezydium Sejmu i postępowałem zgodnie z otrzymanymi stamtąd wskazówkami. W prokuraturze przedstawiłem listę osób, których wiedza powinna rozwiać wszelkie wątpliwości w tej sprawie na moją korzyść i nie tracę nadziei, że tak się w końcu stanie - zaznaczył Markowski.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w listopadzie 2007 r. Jego podstawą są artykuły Kodeksu karnego o poświadczeniu nieprawdy oraz oszustwie. Pierwszy stanowi, że "funkcjonariusz publiczny, który poświadcza nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej", podlega karze więzienia od 6 miesięcy do 8 lat. Taka sama grozi za "doprowadzenie innej osoby do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd".
O przestępstwie zawiadomił prokuraturę dawny poseł SLD i SdPl Bogdan Lewandowski z Torunia - wkrótce po ujawnieniu całej sprawy przez media.
We wrześniu 2007 r. lokalne media w Bydgoszczy ujawniły, że ówczesny lider PiS w Bydgoszczy i wiceszef klubu parlamentarnego PiS od sześciu lat pobiera z kasy Sejmu comiesięczny dodatek 2 tys. zł na pokrycie kosztów pobytu w Warszawie podczas prac w parlamencie. Jednocześnie poseł jest jednak formalnie właścicielem mieszkania w stolicy, a pod adresem stałego zameldowania w Bydgoszczy nie mieszka.
Wkrótce potem szef PiS, premier Jarosław Kaczyński zdecydował o skreśleniu Markowskiego z listy wyborczej do Sejmu. Ponieważ kampania prasowa przeciwko mnie zaczęła się nasilać, oddałem się do dyspozycji premiera i on zdecydował, że dla dobra PiS w tym momencie nie powinienem kandydować w wyborach - mówił wtedy Markowski.
Markowski mówił w 2007 r., że warszawskie mieszkanie jest na niego zapisane od 1986 r. wyłącznie formalnie, gdyż faktycznie dysponuje nim dożywotnio jego ojciec. Zmiana właściciela pozwoliła jego rodzicom uniknąć utraty lokalu, gdyż ówczesne przepisy nie pozwalały na posiadanie więcej niż jednego mieszkania przez jedną rodzinę. Po zdobyciu mandatu w 2001 r. Markowski zameldował się w bydgoskim mieszkaniu sympatyczki PiS, ale nie zamieszkał tam na stałe, gdyż wymagało remontu. Jak twierdzi, chciał w ten sposób zaakcentować swe związki z Bydgoszczą, a zamieszkiwał w lokalach wynajętych od osób prywatnych. (mg)