B. minister sprawiedliwości groził dziennikarzom?
Dziennikarka lubelskiej gazety "Dziennik
Wschodni" Katarzyna Pasieczna zeznawała w Prokuraturze
Okręgowej w Rzeszowie jako świadek w sprawie domniemanych gróźb
kierowanych do dziennikarzy tej gazety m.in. przez b. ministra
sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka.
07.12.2004 | aktual.: 07.12.2004 13:13
To właśnie pod jej adresem przede wszystkim były kierowane groźby - wynika ze zgromadzonych w śledztwie materiałów dowodowych. Oprócz niej Kurczuk miał grozić także innym dziennikarzom tej gazety. Miały to być zarówno groźby ustne, jak i pisemne anonimy.
Kurczuk obraził się o tekst, w którym napisałam, że jego partia (SLD) choć spada dla niej poparcie, to rozbudowuje swoją siedzibę, budując wielki budynek. Tekst zatytułowałam "Pałacyk dla barona". I on się obraził o tego barona - powiedziała po przesłuchaniu Pasieczna. Dodała, że Kurczuka zdenerwował również artykuł o nie najlepszych stosunkach SLD w Lublinie z SdPl.
Powiedziała także, że na zwołanej po publikacji artykułów konferencji prasowej Kurczuk miał niegrzecznie się do niej odnosić, zaś w rozmowie z nią miał grozić, że doprowadzi do tego, iż nie będzie mogła znaleźć pracy w Lublinie. Dodała, że grozić miał także samej gazecie.
Próbę utrudniania i tłumienia krytyki prasowej zarzucił Kurczukowi redaktor naczelny lubelskiej gazety Andrzej Mielcarek. Śledztwo początkowo prowadziła prokuratura lubelska. Jednak decyzją prokuratora generalnego sprawa trafiła do Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. Wnioskowała o to lubelska prokuratura apelacyjna.
Rzeczniczka rzeszowskiej prokuratury okręgowej Elżbieta Kosior mówiła po otrzymaniu przez prokuraturę materiałów dowodowych, że przedmiotem postępowania przygotowawczego będzie ustalenie, czy doszło do używania groźby w celu zmuszenia dziennikarza do zaniechania opublikowania materiału prasowego bądź też do zaniechania interwencji prasowej oraz utrudniania lub tłumienia krytyki prasowej.
Według redaktora naczelnego lubelskiego dziennika, Kurczuk przyszedł do redakcji i w rozmowie z nim miał grozić, że jeśli gazeta nie zaprzestanie źle pisać o SLD, to użyje swych wpływów, aby jej nie kupowano i nie zamieszczano w niej reklam. Mielcarek nagrał rozmowę na magnetofon i powiadomił Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz prokuraturę. Media nagłośniły sprawę pod koniec października tego roku. Kurczuk utrzymuje, że nie groził gazecie, a - według niego - Mielcarek źle zinterpretował jego słowa.
Jako świadkowie w sprawie zeznawać będą także inni dziennikarze "Dziennika Wschodniego" oraz Grzegorz Kurczuk. Szef rzeszowskiej prokuratury, Zbigniew Niezgoda, nie chce jednak ujawniać szczegółów ani terminów przesłuchań świadków, zasłaniając się dobrem śledztwa. Zaznaczył jednocześnie, że śledztwo prowadzone jest "w sprawie", a nie "przeciwko".
Czynności sprawdzające rozpoczęła Prokuratura Okręgowa w Lublinie, ale pod koniec października zwróciła się do prokuratury apelacyjnej o jej przeniesienie. Uzasadnieniem była chęć uniknięcia ewentualnych zarzutów o brak obiektywizmu przy prowadzeniu postępowania. Rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie Cezary Maj powiedział wówczas, że może zajść potrzeba przesłuchania w tej sprawie jako świadka prokuratora apelacyjnego w Lublinie i w związku z tym sprawy nie powinien prowadzić podległy mu prokurator. Sprawa trafiła więc do Rzeszowa decyzją prokuratora generalnego.
Grzegorz Kurczuk jest posłem na Sejm z lubelskiego okręgu, szefem SLD w regionie, byłym ministrem sprawiedliwości (w rządzie Leszka Millera). Doniesienie Mielcarka do prokuratury dotyczy też anonimowych gróźb kierowanych pod adresem autorki tekstów w "DzW" na temat lubelskiego SLD. W czasie rozmowy z Kurczukiem naczelny "DzW" pytał go, jak postąpić w sprawie tych anonimów. Wtedy Kurczuk poradził mu zwrócić się do prokuratury i natychmiast sam zadzwonił do prokuratora apelacyjnego. Mielcarek zastrzega, że nie wiąże anonimów kierowanych pod adresem dziennikarki z konfliktem z Kurczukiem.