PolskaB. lekarz łódzkiego pogotowia: jestem niewinny

B. lekarz łódzkiego pogotowia: jestem niewinny

Oskarżony w procesie tzw. "łowców skór" były
lekarz łódzkiego pogotowia 33-letni Paweł W. zapewnił przed sądem, że ratował pacjentów i nie brał pieniędzy od zakładów pogrzebowych.

Prokuratura oskarżyła go o narażenie czterech pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci. Według prokuratury, lekarz przyjmował też pieniądze od zakładów pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach.

Podczas rozprawy W. ze szczegółami opowiadał o wizycie pogotowia u 80-letniej kobiety, która z powodu nadciśnienia była przewożona do jednego ze szpitali, ale zmarła podczas transportu. W. podawał objawy występujące u pacjentki oraz leki, które stosował. Informował również, że przez pół godziny wraz z sanitariuszem i kierowcą karetki usiłował przywrócić jej czynności życiowe.

W karcie wyjazdu karetki nie ma jednak wszystkich leków, które - jak twierdzi - stosował dla ratowania kobiety. W. tłumaczył, że nie wpisał ich przez zaniedbanie.

Zeznał, że po stwierdzeniu zgonu pacjentki karetka wróciła do domu zmarłej. Poszedłem na górę do jej syna i poinformowałem go o śmierci kobiety. On początkowo sam chciał wezwać pracowników zakładu pogrzebowego, ale ostatecznie poprosił, byśmy my to zrobili. Sanitariusz powiedział, że on to załatwi - powiedział W.

W. nie potrafił odpowiedzieć na pytanie sądu, czy ktoś z załogi karetki otrzymał od zakładu pogrzebowego pieniądze za informację o zgonie kobiety. Kategorycznie zaprzeczał, że on sam przyjął pieniądze. Nie był w stanie wytłumaczyć, kto zadzwonił do zakładu pogrzebowego z jego telefonu komórkowego w czasie, gdy według niego, cała załoga karetki była zajęta reanimacją pacjentki.

W toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi od ponad miesiąca procesie, na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. lekarzy i dwóch b. sanitariuszy łódzkiego pogotowia. Byli sanitariusze Andrzej N. i Karol B., oskarżeni o zabójstwa w sumie pięciu pacjentów, nie przyznali się do popełnienia zbrodni. Przyznali się jedynie do brania pieniędzy od firm pogrzebowych oraz fałszowania recept na pavulon, lek zwiotczający mięśnie.

Do zarzucanych przestępstw nie przyznał się również drugi z lekarzy Janusz K., którego prokuratura oskarżyła o narażenie dziesięciu pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. B. sanitariuszom grozi dożywocie; b. lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy - do 10 lat więzienia.

W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może też celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co powodowało śmierć pacjentów.

Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w tej sprawie. Główne wątki śledztwa dotyczą korupcji oraz pozbawiania życia pacjentów poprzez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków. W wątku korupcyjnym podejrzanych jest 41 osób - pracowników pogotowia oraz pracowników i właścicieli zakładów pogrzebowych; w drugim wątku - czterech lekarzy, którym dotąd zarzucono popełnienie 26 przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)