Awionetka wpadła do Wisły
Był cały zakrwawiony, w szoku, ale przytomny. Nie potrafił
powiedzieć, co się stało, ani jak się znalazł na jednej z wysp na Wiśle - opowiada Anna Kędzierzawska, rzecznik zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji o pilocie małego samolotu, który wpadł do Wisły w okolicach miejscowości Leoncin (woj. mazowieckie). 53-letni Jerzy P. leciał z Modlina sam.
Jak poinformowała policja, wypadek jako pierwszy zobaczył wędkarz. Zauważył on, jak samolot wpada do rzeki, słyszał też huk. Jego wersję potwierdził inny świadek.
Dopiero po kilku godzinach odnaleziono wrak samolotu. Jak poinformował rzecznik komendanta wojewódzkiego mazowieckiej Państwowej Straży Pożarnej Dariusz Malinowski, awionetka wbiła się w muł, w odległości ok. 500 metrów od brzegu rzeki. Ratownicy nie dostrzegli jej wcześniej m.in. z powodu zamulenia wody, na jego trop naprowadziła ich dopiero plama oleju.
Dzisiaj to miejsce zostanie jedynie oznaczone. Na razie nie wiemy w jaki sposób zostanie wydobyty na powierzchnię. Być może konieczny będzie statek lub barka z dźwigiem - powiedział Malinowski.
Ratownicy podkreślają, że miejsce znalezienia szczątków samolotu jest znacznie oddalone od wysepki, na której dostrzeżono rannego pilota. Mężczyzna musiał przepłynąć tę odległość. Miał dużo szczęścia - mówią.
Przyczyny wypadku awionetki będzie ustalać specjalna komisja.