Autobus spłonął w środku miasta
Czegoś takiego łodzianie jeszcze nie widzieli i miejmy nadzieję, że długo nie zobaczą: autobus MPK płonący w środku dnia na jednej z głównych ulic miasta!
29.08.2007 | aktual.: 29.08.2007 08:30
Do pożaru doszło we wtorek tuż przed godz. 11 na ulicy Zachodniej (przed skrzyżowaniem z ul. Próchnika). W autobusie, wycofanym ze względu na awarię układu hamulcowego z linii 96 i jadącym do zajezdni przy ul. Limanowskiego, hamulce całkiem się zablokowały. Od tarcia zapaliła się opona, znajdująca się tuż przed gumową opończą (tzw. przegubem). Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, obejmując karoserię i wnętrze wozu. Na szczęście w pojeździe był tylko kierowca, który zdążył go opuścić.
Opróżniłem dwie gaśnice, ale nic nie pomogło. Z pomocą przybiegli kolega z innego autobusu oraz robotnicy z firmy budującej tramwaj regionalny - relacjonuje Stanisław Kubicki, kierowca feralnego "96". Wszystko na nic.
To wyglądało bardzo groźnie, wystarczyło kilka sekund i cały autobus stanął w ogniu. Z drugiego, stojącego za nim, pasażerowie zaczęli wybiegać w popłochu. Nikt nie wiedział, czy nie nastąpi wybuch. Wokół stały przecież inne samochody - dodaje Justyna Woźniak, która widziała całe zdarzenie. Dobrze, że straż pożarna przyjechała błyskawicznie.
Akcja gaśnicza prowadzona przez dwudziestu strażaków trwała półtorej godziny.
Na szczęście, jak zapewnia kpt. Artur Michalak, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi, wybuch był mało prawdopodobny.
Zbiorniki paliwa w autobusach są dobrze zabezpieczone przez zawory ciśnieniowe - uspokaja strażak.
Gdyby jednak autobusem jechali pasażerowie, mogłoby dojść do tragedii. Kiedy pojazd zatrzymał się na ul. Zachodniej, spod koła wydostawały się już jęzory ognia. Na szczęście kierowca wcześniej zorientował się, że z hamulcami jest coś nie tak i z krańcówki na Janowie nie wziął pasażerów. Ale czy w ogóle powinien jechać? Nie. MPK wszczęło dochodzenie, mające wyjaśnić, kto zdecydował inaczej.
Piętnastoletni ikarus dwa lata temu przeszedł generalny remont.
Ten autobus przed wyjazdem na trasę musiał przejść badanie techniczne, czyli był sprawny - mówi Krzysztof Wąsowicz, prezes MPK. I dodaje: To nie był wielki pożar, tylko dużo dymu. O bezpieczeństwie ikarusów jestem przekonany. Zresztą kilka takich autobusów, które miały być zlikwidowane, wyremontowaliśmy i będą wozić łodzian już we wrześniu na liniach zastępczych tzw. zetkach.
Gratulujemy prezesowi dobrego samopoczucia. Autobusy, w których wcześniej dochodziło do poważnych awarii (w jednym odpadło koło, w innym zablokowała się kierownica i niemal wjechał w lodziarnię, w jeszcze innym na skutek eksplozji poduszki pneumatycznej przy kole jedno z siedzeń zostało wyrzucone w górę razem z pasażerką), też zapewne przed wyjazdem na trasę przechodziły badania techniczne, a więc - zdaniem prezesa - były sprawne.
Wtorkowy pożar na kilka godzin sparaliżował ruch w centrum miasta. (kd)