Austria: drugi dzień procesu "Baraniny"
_"Dębski był moją rodziną, szczególnie go lubiłem! Jego śmierć dobiła mnie"_ - oświadczył 58-letni Jeremiasz B. pseud. Baranina w drugim dniu procesu przed krajowym sądem karnym w Wiedniu. Baranina, który oskarżony jest o zorganizowanie zabójstwa byłego ministra sportu Jacka Dębskiego, zaprzeczył, by miał cokolwiek wspólnego ze zbrodnią.
30.01.2003 | aktual.: 30.01.2003 15:11
Jeremiesz B. oświadczył w czwartek w sądzie, że o śmierci Dębskiego dowiedział się dopiero następnego dnia: z radia, telewizji bądź od żony - dokładnie już dziś nie pamięta.
Według prokuratora, pod koniec marca 2001 roku "Baranina" podjął w dwóch ratach całość pieniędzy, zdeponowanych przez Dębskiego na austriackim koncie - w przeliczeniu 421,5 tys. euro. By zapobiec odkryciu tego faktu przez Dębskiego, kazał go zastrzelić, co nastąpiło w nocy z 11 na 12 kwietnia - twierdzi oskarżyciel.
Oskarżony gwałtownie przeciwstawił się w czwartek tej tezie. Według niego, to właśnie on sam był właścicielem zdeponowanych pieniędzy, 600 tysięcy dolarów od Dębskiego miało dopiero wpłynąć na konto. Konto to "Baranina" miał założyć na nazwisko Dębskiego jako figuranta, by uniknąć kłopotów z władzami skarbowymi.
Rozprawa przeciąga się, bowiem "Baranina" cały czas składa dodatkowe oświadczenia i opowiada o różnych sprawach, nie mających nic wspólnego z procesem. W czwartek zapoznawał sąd z historią swej rodziny - wuja Aleksandra, który był kapelmistrzem w Łodzi oraz ciotki, "która była blondynką piękną, jak lalka, prawie, jak Barbie".
"Baranina" twierdzi również, że dostarczone sądowi niemieckie przekłady rozmów telefonicznych, jakie w noc zabójstwa Dębskiego prowadził z domniemanym zabójcą byłego ministra Tadeuszem M. i "wystawiającą" ofiarę Haliną G. (pseudonim Inka) są niedokładne. Jego zdaniem, teksty rozmów poskracano, "przez co wszystko nabrało całkiem innego sensu".
Oskarżony nie zaprzecza, że telefonował do Tadeusza M. (którego nazywa Tadkiem), ale twierdzi, że dzwonił wtedy także do innego mężczyzny, a chodziło tam "o coś zupełnie innego". "Baranina" zastrzegł, że nie może wyjawić nazwiska "tego mężczyzny", "gdyż nie chce, by skończył tak, jak Tadek". Ciało powieszonego Tadeusza M. znaleziono latem ubiegłego roku w celi aresztu śledczego w Warszawie. "Zagadka" tej trzeciej osoby zostanie rozwiązana "w ciągu procesu" - zaznaczył "Baranina".
Oskarżony twierdzi, że rankiem po zastrzeleniu Dębskiego Tadeusz M. wcale nie meldował mu o zabójstwie, dzwoniąc z budki telefonicznej w Warszawie. Według "Baraniany", użyte przez M. słowa "Elegancko, co?", nie dotyczyły zabójstwa. "Dowiadywał się o moje zdrowie" - powiedział oskarżony.
Nazajutrz po zabójstwie "Baranina" wysłał Tadeuszowi M. przez kuriera kopertę. Teraz twierdzi, że nie było w niej pieniędzy. "To były strony z instrukcji remontu samochodu, by mógł on doprowadzić do porządku swego peugeota", w którym były kłopoty z amortyzatorami. (aka)