Atak na fotoreportera
(PAP)
Dwóch młodych mężczyzn napadło na
fotoreportera Adama Tuchlińskiego, który chwilę wcześniej w
restauracji mieszczącej się w warszawskiej siedzibie SLD robił
zdjęcia dla Newsweeka.
30.05.2003 | aktual.: 01.06.2003 15:10
Te cztery osoby spotkały się ok. 13.30 w restauracji Pod Żubrem, która mieści się na parterze warszawskiej siedziby SLD przy Rozbrat.
Tuchliński robił zdjęcia Mariuszowi Łapińskiemu, Aleksandrowi Naumanowi, Waldemarowi Deszczyńskiemu i Małgorzacie Kazubowskiej. Według jego relacji, gdy wyszedł z restauracji napadło go dwóch mężczyzn, którzy zażądali oddania filmu ze zdjęciami.
Fotoreporter powiedział, że na zlecenie tygodnika zrobił kilkanaście zdjęć tym osobom. Nauman mówił mu, że jest tam prywatnie i poprosił go, żeby się wylegitymował. "Powiedziałem, że to miejsce publiczne, takie dostałem zlecenie z redakcji i wylegitymowałem się legitymacją "Newsweeka". Nauman spisał moje imię, nazwisko i redakcję. W tym czasie Łapiński telefonował do prawnika, by zablokować publikację tego zdjęcia" - mówił reporter.
"Poczekałem, aż pani Kazubowska wróci do stolika i znowu zrobiłem zdjęcia. Pan Nauman bardzo się tym zdenerwował, mówił żebym sp.......ł i inne tego typu słowa. Gdy pan Łapiński wstał od stolika, uznałem, że pora zakończyć fotografowanie. Powiedziałem do widzenia i wyszedłem z budynku? - opisał zdarzenie fotograf.
Za rogiem zatrzymałem się, żeby schować sprzęt do torby. Wtedy z budynku wybiegło dwóch młodych mężczyzn ? w wieku ok. 26-32 lata. Krzyczeli do mnie "K...a, oddawaj film", zacząłem uciekać. Próbowałem wejść do sklepu, żeby się schronić, ale nie wpuścił mnie jakiś przechodzień. Dogonili mnie między dwoma samochodami, upadłem na ziemię, przykryłem aparat ciałem. Mężczyzna szarpał za pasek aparatu, krzyczał, żebym oddał film i nazywał mnie +k...ą+? - relacjonował.
"W tym czasie zwinąłem film w aparacie, wyjąłem go i wsadziłem do kieszeni spodni. Puściłem aparat, pan wyrwał mi go, drugi zabrał mi torbę. Odeszli w kierunku restauracji. Wstałem i zobaczyłem, że oglądali sprzęt - poobijany aparat, wyłamaną lampę błyskową. "Wzięli go, obejrzeli, zostawili i weszli do siedziby SLD" - dodał. Fotoreporter zabrał sprzęt, wsiadł do taksówki i pojechał do redakcji. Klisza ze zdjęciami nie została naruszona. Zdjęcia zostały wywołane - powiedział Tuchliński.
"Redakcja konsultuje się z prawnikami w kroków prawnych dot. napaści na fotoreportera i publikacji zdjęć" poinformował szef działu krajowego pisma Dariusz Wilczak.
Wersja zdarzeń podawana przez Naumana jest inna. Według niego podczas obiadu podszedł mężczyzna i zaczął robić zdjęcia. Nauman spytał go skąd jest, a po uzyskaniu tej informacji prosił, by przestał go fotografować.
Nauman nie wie, co zdarzyło się po wyjściu fotoreportera z restauracji. "Jeśli Newsweek uważa, że poruszam się z bandziorami po mieście, to się grubo myli. Nie wiem, kto za nim pobiegł, bo w tym czasie płaciłem rachunek" - powiedział Nauman. Dodał, że nie ma żadnych ochroniarzy.