Armia to nie ołowiane żołnierzyki
Rząd AWS, popierany przez Jana Rokitę,
zostawił siły zbrojne w 2001 r. z ponadmiliardową, powtarzam, żeby
nikt nie myślał, że się przejęzyczyłem - ponadmiliardową dziurą
budżetową. Armia liczyła wtedy 224 tys. ludzi. Wyposażona była w
przestarzały sprzęt z nadmiernie rozbudowanymi strukturami
dowódczymi i infrastrukturą. Z jedną zawodową jednostką. No i nie
płaciła: za prąd, za wyżywienie, za amunicję, za remonty, za
poligony. Wszystkim dookoła wojsko było coś winne - mówi minister
obrony narodowej Jerzy Szmajdziński w wywiadzie dla "Trybuny".
15.01.2005 | aktual.: 15.01.2005 08:09
My zmniejszyliśmy stany osobowe i ograniczyliśmy infrastrukturę. Dzisiaj mamy 150-tysięczną armię w 55% zawodową. Polska posiada kilkadziesiąt zawodowych jednostek. Wprowadzamy nowy sprzęt, który zmienia charakter i zdolności obronne naszej armii. Zmieniła się też wewnętrzna struktura budżetu resortu - podkreśla szef MON.
Na słowa Rokity, przytoczone przez dziennik, że nie może być zgody, by po 15 latach polskiej niepodległości polska armia funkcjonowała w takim stanie, w jakim jest obecnie, szef MON odpowiada: Odmawiam mu moralnego prawa do pouczania, gdyż on sam i jego rządy nic nie zrobiły, by w sposób jasny i kompleksowy dokonać przebudowy i modernizacji sił zbrojnych. Jego dzisiejsze pomysły świadczą o populizmie i demagogii, a nie o wiedzy i kompetencji.
To za rządów bliskich Janowi Marii Rokicie o budżecie MON mówiono "budżet przetrwania", "agonii". To wtedy ujawnił się skandaliczny brak troski o żołnierzy, którzy udając się na Bałkany zmuszeni byli spędzić wiele dni w pociągu, bo ktoś w MON zapomniał wystąpić o uzyskanie niezbędnej zgody innego państwa na przejazd wojska - przypomina Szmajdziński w rozmowie z "Trybuną". (PAP)