- Problem w narastającej nierówności społecznej. Są ludzie, którym świetnie się powodzi i ci, którym nie starcza na chleb. Oczywiście, taki podział był zawsze, ale pogłębił się w okresie transformacji. Dziś te dysproporcje są już zbyt duże. A wciąż rosną - mówi prof. Maria Jarosz, socjolog. Z jej badań wynika, że na jednego bogatego w Polsce przypada już 300 biednych!
W niektórych rejonach wskaźnik bezrobocia sięga nawet 90% Najbardziej przez ubóstwo poszkodowane są dzieci. Zdarzają się przypadki omdleń z głodu podczas lekcji, czy zjadania resztek śniadań przyniesionych przez innych uczniów. Niektóre dzieci przyznają, że jedynym ich powodem chodzenia do szkoły jest talerz gorącej zupy, którą tam dostają. Małgorzata Śledziewska z Polskiej Akcji Humanitarnej podaje, że w roku szkolnym 2004/2005 liczba szkół objętych dożywianiem wzrosła z 67 do 125, zaś liczba dożywianych dzieci z 2,1 tys. do 4,8 tys.
Biedę dobrze zna też Polski Komitet Pomocy Społecznej. - Pomagamy rocznie ponad 320 tys. osób. Nie wszystkie z nich głodują, ale na pewno nie dojadają - mówi dyrektorka PKPS Ewa Kuruliszwili. Z jej obserwacji wynika, że bieda nie ogranicza się już tylko do wsi i małych miasteczek. Głodni chodzą mieszkańcy Krakowa, Warszawy, Olsztyna i wielu innych miast.
- Problem głodu nie zniknie, póki nie uporamy się z rosnącym bezrobociem. Często zdarza się, że w rodzinie pracy nie ma nikt. Najbardziej niepokojące jest jednak to, że bezrobocie i bieda przechodzi z pokolenia na pokolenie. Jeśli ktoś urodzi się w ubogiej rodzinie i w nieodpowiednim miejscu, np. na ścianie wschodniej, nie ma szans na normalne życie - podsumowuje prof. Jarosz.(PAP)
Więcej: Trybuna - Armia głodnych ludzi