Armenia pójdzie w ślady Gruzji?
5 tysięcy osób protestowało w
Erewanie przeciw armeńskim władzom zarzucając im próbę manipulacji
opinią publiczną w Europie. Demonstranci żądali też odejścia
prezydenta Roberta Koczariana.
17.06.2004 | aktual.: 17.06.2004 06:33
Jak twierdził lider opozycji Stepan Demirczian, władze imitują demokratyczne reformy w czasie wizyty, jaką w Armenii złożyli przedstawiciele Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE).
Demirczian został zwolniony z więzienia w dzień, kiedy wysłannicy Rady Europy przyjechali do Armenii. Tego samego dnia prokuratura umorzyła postępowanie na tle kryminalnym przeciw jego partii. Środowa manifestacja była pierwszą, na którą władze wydały oficjalną zgodę.
Demonstracje rozpoczęły się w kwietniu, gdy władze odmówiły przeprowadzenia planowanego referendum w sprawie wotum zaufania do prezydenta. Co najmniej jedna została brutalnie rozpędzona przez siły porządkowe.
Opozycja zarzuca Koczarianowi sfałszowanie wyników wyborów prezydenckich w marcu 2003 roku.
Co prawda Sąd Konstytucyjny Armenii orzekł w ubiegłym roku, że wybory zostały przeprowadzone zgodnie z prawem, niemniej rekomendował przeprowadzenie w ciągu roku plebiscytu w sprawie zaufania do władz.
Rok minął i opozycja zaczęła domagać się referendum. Parlament, w którym większość mają siły proprezydenckie, odrzucił jednak to żądanie.
Opozycję Armenii inspiruje przykład sąsiedniej Gruzji, gdzie zmobilizowani przez dobrze zorganizowaną opozycję jej zwolennicy doprowadzili do bezkrwawego obalenia prezydenta Eduarda Szewardnadzego, którego opozycja oskarżała o sfałszowanie wyborów parlamentarnych.