Areszt dla podejrzanej o zabójstwo córki i zranienie syna
Sąd w Bełchatowie przychylił się do wniosku miejscowej prokuratury i zastosował trzymiesięczny areszt tymczasowy wobec kobiety podejrzanej o dokonanie zabójstwa niespełna 7-letniej córki i usiłowanie zabójstwa niespełna 10-letniego syna.
23.09.2012 | aktual.: 23.09.2012 10:48
- Po decyzji sądu podejrzana została przewieziona do aresztu w Łodzi - powiedział rzecznik prasowy bełchatowskiej policji Sławomir Szymański.
Do tragedii doszło w nocy z czwartku na piątek w Woli Wiązowej w gminie Rusiec (woj. łódzkie). Po godz. 3 w nocy mieszkanka tej miejscowości powiadomiła pogotowie ratunkowe o tym, że jej sąsiadka zabiła swoje dziecko. Informacja potwierdziła się.
W jednym z mieszkań znajdujących się w budynku przedszkola policjanci znaleźli ciało niespełna siedmioletniej dziewczynki. Przybyły na miejsce lekarz stwierdził zgon dziecka, które miało rany kłute klatki piersiowej. Okaleczony był również 10-letni brat dziewczynki, który miał m.in. rany na rękach, co mogło świadczyć o tym, że bronił się przed atakiem. Chłopiec, w stanie nie zagrażającym życiu, został przewieziony do bełchatowskiego szpitala.
Na miejscu tragedii zabezpieczono nóż, który prawdopodobnie był narzędziem zbrodni. 30-letnia matka dzieci została zatrzymana przez policję jako osoba podejrzewana o zabójstwo córki i usiłowanie zabójstwa syna. Kobieta nie została przesłuchana w piątek m.in. ze względu na to, że była wtedy nietrzeźwa (w chwili zatrzymania przez policję miała w organizmie prawie dwa promile alkoholu).
Przesłuchanie przez prokuratora odbyło się w sobotę. - Zatrzymana usłyszała dwa zarzuty - dokonania zabójstwa córki i usiłowania dokonania zabójstwa syna. Nie udzielamy informacji o tym, czy w trakcie przesłuchania kobieta przyznała się do zarzucanych czynów - powiedział rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Witold Błaszczyk.
Dodał, że prokuratura skierowała do sądu w Bełchatowie wniosek o tymczasowe aresztowanie kobiety na trzy miesiące. Sąd miał 24 godziny na rozpatrzenie wniosku i zrobił to w przepisowym terminie.
Rodzina, w której doszło do tragedii, wraz z dwoma innymi mieszkała w budynku miejscowego przedszkola. Po zatrzymaniu kobiety policja poinformowała, że nie otrzymywała wcześniej zgłoszeń o niepokojących sygnałach w tej rodzinie i nie podejmowała interwencji w tym domu. Z relacji sąsiadów wynika natomiast, że w rodzinie dochodziło czasami do awantur między małżonkami. Ojciec dzieci, który według policji jest zawodowym kierowcą, w czasie tragedii przebywał za granicą.