Polska"Arcybiskup Gocłowski wiedział o sytuacji w Stella Maris"

"Arcybiskup Gocłowski wiedział o sytuacji w Stella Maris"

Były księgowy w wydawnictwie archidiecezji gdańskiej Stella Maris zeznał przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, że o trudnej sytuacji materialnej w firmie dobrze
poinformowany był ówczesny metropolita gdański abp Tadeusz
Gocłowski.

Józef A. jest pierwszym świadkiem w rozpoczętym w połowie września procesie głównych oskarżonych w aferze finansowej w wydawnictwie Stella Maris.

Dwóch głównych oskarżonych to: 60-letni b. kapelan abp. Tadeusza Gocłowskiego i jego pełnomocnik w Stella Maris, ks. Z.B. oraz 45-letni b. dyrektor wydawnictwa, syn znanego trójmiejskiego adwokata T.W. Na ławie oskarżonych zasiada też m.in. współwłaściciel dwóch firm konsultingowych z Gdyni J.B., który w latach PRL był pracownikiem cenzury.

Wszyscy odpowiadają przed sądem za współudział w przywłaszczeniu mienia ponad 20 spółek handlowych na kwotę ponad 67 mln zł, pranie pieniędzy oraz uszczuplenia podatkowe na szkodę Skarbu Państwa w wysokości kilkunastu milionów złotych. Grozi im do 10 lat więzienia.

Arcybiskup Gocłowski wiedział o tym, co się dzieje w Stella Maris. Na spotkaniach w kurii, w których uczestniczył metropolita, mówiłem o trudnej sytuacji finansowej w wydawnictwie, że jego dodatni bilans był tylko na papierze - powiedział podczas przesłuchania w prokuraturze Józef A. Jak zeznał b. księgowy Stella Maris arcybiskup Gocłowski "nie zajmował żadnego stanowiska".

Arcybiskup nie był wylewny w komentarzach, z reguły nic nie mówił. Jak zabrał głos, to podkreślał, że jest zatroskany sytuacją w Stella Maris. Nigdy nie nakazał żadnej kontroli w wydawnictwie. Przy mnie nie strofował księdza B., ani żadnych innych duchownych - powiedział świadek.

Józef A. wspomniał też o spotkaniach w kurii z przedstawicielami banków, w których Stella Maris brała kredyty i miała kłopoty z ich spłatą. Bankowcy denerwowali się dlaczego, nie są spłacane raty, a arcybiskup Gocłowski słuchał. Zwykle było tak, że po tych spotkaniach regulowana była część należności, ale nie wiem, z jakiego źródła - dodał.

Były główny księgowy Stella Maris przyznał przed sądem, że był wówczas "przerażony" złą sytuacją finansową w wydawnictwie, której główną przyczyną było świadczenie fikcyjnych usług doradczych. Nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego mając taką wiedzę, nie porzucił pracy w kościelnej firmie.

Józef A. był oskarżonym w procesie Stella Maris. Przyznał się do winy i poddał się dobrowolnie karze w wysokości dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 5 tys. zł grzywny.

Według prokuratury afera Stella Maris polegała na tym, że firmy konsultingowe J.B. i jego oskarżonego wspólnika K.K zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo, których wykonanie powierzali z kolei kościelnemu wydawnictwu. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane. Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., przelewane były najpierw na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami.

Stella Maris, działając jako podmiot gospodarczy w ramach archidiecezji gdańskiej, była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła. Transfery pieniędzy miały miejsce w latach 1997-2001.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)