Apelacja w sprawie afery w łódzkim pogotowiu
Łódzki Sąd Pracy odroczył rozpatrzenie
odwołania dyrektora łódzkiego pogotowia od wyroku sądu pierwszej
instancji, który przywrócił do pracy szefa Krajowego Związku
Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego Tomasza S.,
podejrzanego o udział w aferze w łódzkim pogotowiu.
Sąd zwróci się o uzupełnienie dokumentów dotyczących działalności związkowej Tomasza S.
W grudniu 2002 roku Tomasz S. został dyscyplinarnie zwolniony z pracy przez dyrektora Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi Bogusława Tykę. Według niego, Tomasz S. jako pracownik stacji działał na szkodę firmy, kierując jednocześnie fundacją "Na Ratunek", a więc - zdaniem Tyki - instytucją konkurencyjną dla pogotowia.
Decyzję dyrektor podjął wbrew stanowisku Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego, który nie wyraził zgody na zwolnienie swego przewodniczącego. Tomasz S. odwołał się od decyzji dyrektora.
We wrześniu ubiegłego roku sąd przywrócił Tomasza S. do pracy i przyznał mu 18,3 tys. zł odszkodowania z tytułu okresu pozostawania bez pracy, uznając, że przedstawione w sprawie dowody świadczyły, iż S. był członkiem związku zawodowego, a więc był objęty szczególną ochroną.
Tuż po ogłoszeniu wyroku Tyka zapowiedział, że odwoła się od decyzji sądu. W środę rozpoczęła się apelacja w tej sprawie.
W lutym 2002 roku Tomasz S. został zatrzymany przez policję w związku z podejrzeniem o udział w aferze w łódzkim pogotowiu. Na początku marca trafił do aresztu na trzy miesiące. Prokuratura zarzuciła mu przyjęcie co najmniej 60 tysięcy zł w zamian za informacje o zgonach pacjentów, nakłanianie rodzin zmarłych do korzystania z usług konkretnych firm pogrzebowych i naruszenie tajemnicy zawodowej.
Pod koniec marca 2002 roku sąd okręgowy zwolnił z aresztu przewodniczącego związku i zastosował wobec niego dozór policyjny. Sąd uznał, że "zebrany materiał dowodowy na obecnym etapie postępowania nie uzasadnia przesłanki, że Tomasz S. popełnił zarzucane mu czyny".
Pod koniec stycznia 2002 roku "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może celowo zabijano pacjentów.
W czerwcu 2003 roku prokuratura - po 17 miesiącach śledztwa - postawiła zarzut uśmiercania pacjentów byłemu sanitariuszowi łódzkiego pogotowia. W kilka miesięcy później zarzut zabójstwa jednej osoby postawiono drugiemu sanitariuszowi.