PolskaAntyterroryści zeznawali ws. akcji w Magdalence

Antyterroryści zeznawali ws. akcji w Magdalence

Funkcjonariusze oddziałów antyterrorystycznych, którzy zostali ranni podczas próby zatrzymania bandytów w policyjnej akcji w podwarszawskiej Magdalence, zeznawali w Sądzie Okręgowym w Warszawie w procesie w tej sprawie.

23.11.2005 | aktual.: 23.11.2005 20:03

Jacek B., dowódca jednej z grup antyterrorystów, biorącej udział w szturmie na dom, w którym ukrywali się bandyci, zeznał, że na odprawie przed akcją ówczesna naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji Grażyna Biskupska poinformowała policjantów, że pomoc medyczna będzie zapewniona. Według prokuratury, pomoc przybyła zbyt późno.

B. dodał, że gdy funkcjonariusze dojechali na teren posesji i staranowali samochodem bramę, spostrzegli, że plan budynku, jaki im przedstawiono wcześniej, nie pokrywa się z rzeczywistością. Okna i drzwi znajdowały się w innym miejscu.

Gdy badaliśmy drzwi do garażu, nastąpił wybuch (bomby ukrytej pod ziemią przez bandytów - przyp.red.). Zaczęła się strzelanina ze wszystkich stron, wołanie o pomoc medyczną - powiedział Jacek B.

Dodał, że według informacji, jakie otrzymał wcześniej na odprawie, podczas akcji nie było możliwości użycia snajperów, bo okna budynku - według błędnego planu - znajdować się miały w innych miejscach. Zaznaczył, że nie było możliwości skrytego podejścia do kryjówki przestępców.

Według niego jednak, niezależnie od poprawności planu i wariantu taktycznego, jaki mógł być zastosowany, ofiar z powodu wybuchu bomby nie można było uniknąć.

Kolejny świadek, Dariusz K., który został ranny od wybuchu granatu w chwili, kiedy pomagał umierającemu koledze, zeznał, że karetka przyjechała dopiero po kilku lub kilkunastu minutach i nie podjechała w miejsce, w którym mogłaby pomóc rannym. Zaznaczył, że - jego zdaniem - była taka możliwość.

Pozostali świadkowie zeznali m.in., że przed akcją zostali ostrzeżeni, iż bandyci są wyjątkowo niebezpieczni, mogą używać granatów i "nie dadzą wziąć się żywcem".

Oskarżonym - byłej naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji Grażynie Biskupskiej; byłemu dowódcy pododdziału antyterrorystów Kubie Jałoszyńskiemu i byłemu zastępcy komendanta stołecznego policji Janowi P. - prokuratura zarzuca m.in. nieumyślne spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia policjantów. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Grozi im kara do 8 lat pozbawienia wolności.

W nocy z 5 na 6 marca 2003 r. policjanci mieli zatrzymać w podwarszawskiej Magdalence dwóch groźnych przestępców - Igora Pikusa i Roberta Cieślaka zamieszanych m.in. w sprawę zabójstwa policjanta w podwarszawskich Parolach. Na terenie posesji, gdzie ukrywali się bandyci, były rozmieszczone miny, które wybuchły w pobliżu policjantów. Zginęło wtedy dwóch funkcjonariuszy, a 16 zostało rannych. W rezultacie wymiany ognia budynek częściowo spłonął; przestępcy zaczadzieli.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)