Polska"Antysemityzm w Polsce miał społeczne przyzwolenie"

"Antysemityzm w Polsce miał społeczne przyzwolenie"

Antysemityzm w Polsce po II wojnie
światowej miał przyzwolenie społeczne, m.in. wskutek udziału
licznych Polaków w zagrabieniu mienia ofiar Holokaustu, czego po
wojnie komuniści nie rozliczali - to główna teza wydanej po polsku
nowej książki Jana Tomasza Grossa.

Egzemplarz sygnalny książki pt. Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści, którą 11 stycznia 2008 r. opublikuje krakowskie wydawnictwo Znak, otrzymała PAP.

Wydana w USA latem 2006 r., wywołała komentarze, odbierane przez wielu Polaków jako krzywdzące. Według wstępu Henryka Woźniakowskiego, "niektóre tezy autora wolno opatrywać znakami zapytania", ale książka może "znacząco przyczynić się do odczarowania+ tematu", bo "jako Polacy potrzebujemy rzeczowej debaty".

Gross - emigrant z Polski, profesor historii na Uniwersytecie Princeton - opisuje społeczną zgodę na antysemityzm, w jego ocenie powszechnie panujący w ówczesnej Polsce, a wyrażający "przede wszystkim nienawiść do skrzywdzonej ofiary". Tego nastawienia, z rozbieżnych przyczyn, nie chciały zwalczać ani komunistyczne władze, ani Kościół katolicki - twierdzi Gross. Przypomina on pogromy w Kielcach w 1946 r. i w Krakowie w 1945 r. oraz poszczególne zabójstwa Żydów ocalonych z Zagłady. Ogólną liczbę ofiar szacuje, za innymi autorami, od 500 do 2500, stwierdzając: "Tylko niewielką część ofiar stanowili Żydzi zamordowani z tego powodu, że byli komunistami".

Zdaniem Grossa, paradoksalnego zjawiska antysemityzmu po Holokauście w kraju, który należał do głównych ofiar hitleryzmu, nie można wyjaśnić "tradycyjnym" polsko-endeckim antysemityzmem sprzed wojny, a z pewnością nie "zarażeniem się" rasistowskimi ideami nazizmu. Według niego, miało zaś na to wpływ m.in. zbiorowe stępienie współczucia wskutek obserwacji masowego ludobójstwa, choć było coś jeszcze.

"Gdyby naziści mordowali Żydów na oczach skamieniałych z rozpaczy i straumatyzowanych swoją bezsilnością polskich sąsiadów, a nie, jak to było w rzeczywistości, na oczach przeważnie obojętnej i często na różne sposoby wykorzystującej tę sytuację miejscowej ludności, to powojenny antysemityzm byłby praktycznym i psychologicznym niepodobieństwem" - utrzymuje Gross.

Najważniejszego powodu Gross dopatruje się w tym, że Żydzi, którzy przeżyli wojnę, "budzili przerażenie i nienawiść zarazem jako powracający zza grobu prawowici właściciele, sposobem lub przemocą przywłaszczonych dóbr" i jako "zepchnięty w podświadomość, a przez to jeszcze bardziej dręczący, symbol popełnionego grzechu". "I nic dziwnego, że po wojnie agresja w stosunku do Żyda znalazła przyzwolenie społeczne" - stwierdza.

Gross przyznaje, że nie wiadomo, "ilu ludzi w jakiejś mierze skorzystało na czystce etnicznej przeprowadzanej w czasie wojny przez Niemców". Powołując się na podawaną przez innych autorów liczbę pół miliona osób, zabór mienia żydowskiego przez Polaków Gross uważa za "zjawisko powszechne", uznając je za powód powojennej "moralnej zapaści". Jego zdaniem, władza komunistów uzyskała częściową legitymizację, dzięki nierozliczaniu tego procederu. "Czyli coś za coś. Dla was władza, dla nas pożydowska własność i de facto amnestia za rozmaite formy współuczestnictwa w etnicznej czystce" - podsumowuje Gross.

Według niego, "zabijanie Żydów po wojnie w Polsce nie było traktowane jako zbrodnia, lecz raczej jako forma kontroli społecznej w obronie wspólnych interesów. Zabójcy Żydów nie podlegali ostracyzmowi ze strony społeczności lokalnych". Jego zdaniem, było nawet przeciwnie - to Polacy, którzy ukrywali Żydów w czasie wojny, starali się ukrywać to przed sąsiadami. "Ostracyzm, któremu poddawano ludzi pomagającym Żydom, jest zrozumiały tylko wówczas, gdy czystka etniczna, jaką przeprowadzili hitlerowscy okupanci - dając w ten sposób okazję do przejęcia żydowskiej własności - została przyjęta przez polską ludność z zadowoleniem" - pisze autor. Powodów, dla których ani pisarze, ani historycy nie podjęli tematu udziału Polaków w Holokauście (np. latem 1941 r. na Podlasiu, m.in. w Jedwabnem), Gross upatruje w tym, że zagłada Żydów nie została "wpisana w dominującą martyrologiczną interpretację wojennego doświadczenia narodu polskiego". O innej przyczynie pisze: "Wymordowanie Żydów przez chłopów i mieszkańców małych
miasteczek - zdarzenie rozgrywające się pośród tzw. dołów społecznych - mogło umknąć z pola widzenia wyższych warstw ziemiańsko-urzędniczych i inteligencji, które najpierw robiły podziemie, a potem pisały historię". "Rozróby wśród +chamstwa+ nie są dla ludzi z +lepszego towarzystwa+ interesujące" - ironizuje autor. Podkreśla zarazem, że już w czasie wojny podziemie informowało rząd RP w Londynie, iż w kraju panuje przekonanie, że powrót ocalałych Żydów do ich domów i warsztatów będzie niemożliwy, bo ich miejsce zajął "nieistniejący przedtem polski stan średni".

Opisując pogrom kielecki (w którym zginęło ok. 40 Żydów), Gross podkreśla, że jeśli władze "w obronie Żydów nie zdecydowały się na zastosowanie środków przemocy, to nie dlatego przecież, że komuniści mieli zwyczaj obchodzić się ze społeczeństwem w rękawiczkach". "Po prostu w konflikcie między społeczeństwem a Żydami ani myśleli stawać po stronie tych ostatnich" - pisze Gross. Zwracając uwagę na udział w pogromie żołnierzy, wezwanych do uśmierzenia zajść, stwierdza: "Niedająca się okiełznać energia tłumu w Kielcach po części stąd się brała, że wojsko tego dnia było z narodem". Przypomina, że żołnierze i milicjanci mordowali tam Żydów na równi z ludnością cywilną.

Krytycznie Gross ocenia reakcje Kościoła na ten pogrom, przypominając m.in. raport bpa kieleckiego Czesława Kaczmarka, w którym była mowa, że żądania władz, by Episkopat potępił antysemityzm, są "ubliżające", bo oznaczałoby to "żądanie od Kościoła, by zaaprobował system terroru, jaki jest obecnie w Polsce stosowany". "Tak jakby na gruncie światopoglądu katolickiego nie można było być antykomunistą i jednocześnie przeciwstawiać się antysemityzmowi" - komentuje Gross, wypominając też odmowę "napiętnowania antysemityzmu" ówczesnemu biskupowi lubelskiemu ks. Stefanowi Wyszyńskiemu.

Gross kwestionuje tezę, by powojenny antysemityzm wynikał z nieproporcjonalnie wysokiego udziału Żydów we władzach i w UB. Dowodzi, że powojenni komuniści "usiłowali trzymać się od Żydów z daleka, zdając sobie sprawę, że asocjacja komunizmu z żydostwem, zakorzeniona w świadomości wielu Polaków, szkodzi interesom partii". Przypominając ustalenia prof. Andrzeja Paczkowskiego, że Żydzi stanowili ok. 30 proc. kadry kierowniczej UB, Gross nazywa ich "współuczestnikami zbrodni popełnionych przez stalinowski aparat przemocy". Zarazem zwraca uwagę, że dla - jak ją nazywa - "katoendeckiej publicystyki" zagadnieniem do wyjaśnienia powinno być 70 proc. personelu kierowniczego UB polskiego pochodzenia. Podkreśla, że "ci sami ludzie" będą "rozsadnikiem antysemityzmu w połowie lat 60." "Oprócz czterystu czy pięciuset brunetów o wyostrzonych rysach i obcych duchowi narodowemu poglądach, terrorem w komunistycznej Polsce zajmowało się, lekko licząc, ćwierć miliona lnianowłosych młodzieńców o szerokich twarzach, bardziej
półanalfabetów niż zwolenników jakiejkolwiek wyrafinowanej ideologii" - ironizuje Gross. "Komunizm nastał w Polsce nie z powodu Żydów" - pisze, podkreślając, że do UB trafiali po prostu "ludzie zaufani, komuniści". "Ani Żydzi jako tacy tam się nie pchali do pracy, ani Żydom jako takim nie dawano tam posad" - stwierdza Gross, podkreślając, że Żydzi robiąc karierę, zrywali ze swą żydowską tradycją czy religią i dbali o "interesy międzynarodowego proletariatu, a nie międzynarodowego żydostwa".

Według Grossa, efektem "tego wszystkiego" była "ucieczka Żydów z Polski na łeb na szyję". Stwierdza, że w latach 1945-48 wyjechało, "co już zupełnie się w głowie nie mieści - do obozów dla bezpaństwowców w Niemczech, jakieś 200 tys." (większość - nielegalnie, od czego władze odwracały wzrok, a po pogromie kieleckim dały na to "ciche przyzwolenie").

Na koniec Gross przyznaje, że Polacy nie są odpowiedzialni za decyzję Niemców, iż to właśnie na obszarze Polski dokona się Holokaust. "W tym sensie uczestnictwo polskiego społeczeństwa w procesie Zagłady narodu żydowskiego dokonało się w okolicznościach przez Polaków niezawinionych" - podkreśla. Pytając zaś, jak to było możliwe, odpowiada: "Być może nie ma innej odpowiedzi na to pytanie niż stwierdzenie, że w człowieku tkwi zło, że Polacy są ludźmi tak samo jak wszyscy inni i że w sprzyjających okolicznościach ludzie zabijają się nawzajem".

Po wydaniu książki w USA polscy historycy podejmowali dyskusję z jej tezami. Podkreślano, że co do faktów nie jest odkrywcza, jedynie na nowo je interpretuje, a "powojenny antysemityzm wyjaśnia przy pomocy jednej tylko tezy". Większość polskich historyków przyznaje istnienie antysemityzmu po wojnie, ale podkreśla, że trudno rozróżniać między napadami związanymi z uprzedzeniem narodowościowym, a czysto bandyckimi.

Niektóre środowiska zapowiadały, że po wydaniu książki w Polsce złożą doniesienie do prokuratury, powołując się na istniejący od marca 2007 r. zapis prawa, przewidujący karę do 3 lat więzienia za "publiczne pomawianie Narodu Polskiego o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie" (rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski zaskarżył już ten zapis do Trybunału Konstytucyjnego).

Gross był autorem wydanej w 2001 r. głośnej książki "Sąsiedzi" o zamordowaniu 1600 Żydów w Jedwabnem przez polskich mieszkańców tego miasteczka w lipcu 1941 r. Wywołała ona wtedy emocjonalną dyskusję o udziale Polaków w mordowaniu Żydów. W styczniu w kilku polskich miastach będzie on promował swą nową książkę.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)