"Antykaczyzm nie chce znów wybuchnąć"
Dlaczego minister finansów Jacek Rostowski sugerował w Brukseli, że jeśli strefa euro się rozpadnie to może dojść do wojny? Wiele osób taka wypowiedź bardzo zdziwiła. Przecież wielokrotnie nam powtarzano, że w trudnych sytuacjach rolą takich ludzi jak szef banku centralnego, czy minister finansów jest uspakajać obywateli, uspakajać inwestorów i rynki, by nie wpadły w panikę. Bo panika może mieć fatalne skutki dla wszystkich.
17.09.2011 | aktual.: 17.09.2011 12:12
Dlaczego więc minister Rostowski, który niewątpliwie jest bardzo inteligentnym człowiekiem i spodziewał się, że spadnie za to nań krytyka, zagrał tak ostro? Otóż zrobił w moim przekonaniu w pełni świadomie. Zrobił to z tego samego powodu, dla którego premier Donald Tusk oświadczył, ze jeśli Platforma Obywatelska nie wygra wyborów, on nie będzie tworzył rządu.
Jaki jest związek między tym wypowiedziami?
Otóż taki, że wszelkie badania pokazują, ze część potencjalnych zwolenników Platformy może nie pójść na wybory. Bo są przekonani, że partia Tuska i tak wygra, bo są znudzeni polityką, bo są źli na Platformę, bo uważają, że to wszystko nie ma sensu. Cztery lata temu zmobilizowali się, bo bardzo denerwował ich albo nawet straszył PiS. No i dziś liderzy Platformy znów próbują ich pobudzić do walki.
Jednak teraz ten argument przestał działać. Mimo rozmaitych prób sztabowców rządzącej partii, antykaczyzm nie chce znów wybuchnąć. Jest być może jeden argument, które mógłby przekonać wahających się – paradoksalnie to gigantyczny kryzys. Platformersi liczą na to, że w obliczu wielkiego kryzysu gospodarczego i finansowego, ci wahający się uznają, ze jednak Rostowski i Tusk są bardziej wiarygodni niż ktokolwiek z PiS. W Polce jednak ciągle ludzie zbyt mocno nie odczuwają kryzysu, nie czują grozy sytuacji. Minister Rostowski stara się więc im te grozę uzmysłowić. Słowa wypowiedziane w Brukseli nie były wypowiedziane więc wcale do innych europejskich przywódców, do innych europejskich ministrów finansów. Słowa Rostowskiego były adresowane do nas, do wyborców w Polsce.
Tak samo jak kiedyś Zbigniew Ziobro wykorzystywał Parlament Europejskie doprowadzanie wewnętrznej polskiej kampanii, tak samo czyni to dziś Jacek Rostowski. To zrozumiałe. Pytanie tylko czy odpowiedzialne. Rostowski jest przecież ministrem finansów a nie ministrem wojny. Jego słowa słuchane są przez ciułaczy i kredytobiorców, przez inwestorów i szefów banków.
Z kolei Donald Tusk zapowiadając, że nie zostanie premierem jeśli Platforma nie wygra wyborów, nie zapowiadał przecież swoich prawdziwych zamiarów. Chciał po prostu krzyknąć do swoich potencjalnych, ale rozleniwionych zwolenników: Idźcie na wybory, idźcie na wybory, bo wcale nie jest pewne, że my wygramy. A jak nie my wygramy, to będziecie mieć rząd Kaczyńskiego.To wszystko ma podnieść dość niską temperaturę kampanii, która jest dla Platformy niezbyt korzystna.
Pamiętajmy: w kampanii politycy mówią w większości przypadków to, co im sugerują spece od marketingu politycznego. Żeby było jasne - z ich porad korzysta nie tylko Platforma. Robi to tak samo PiS. Żeby było śmieszniej, obie strony korzystają z porad tej samej firmy badawczej.
Takie są prawa kampanii. Nie ma co się temu dziwić. Warto tylko o tym pamiętać i nie dać się robić w bambuko. Słuchajmy polityków, ale starajmy się zrozumieć, jakie są ich prawdziwe intencje. Wojna nam nie grozi, a Donald Tusk jak będzie miał okazję to i tak zostanie premierem. Podobnie jak Jarosław Kaczyński zostanie premierem jeśli tylko będzie mógł.
Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski