Anna Grodzka szuka reżysera do filmu o sobie
Scenariusz Anny Grodzkiej opowiada o osobie, która urodziła się jako Piotr. Przez życie przeszedł jako mężczyzna. "40-letni, długie włosy, lekko łysieje" - tak go opisuje scenariusz. Czuje się jednak kobietą. Źle mu w skórze, którą nosi - skórze mężczyzny.
24.10.2011 | aktual.: 24.10.2011 11:24
Piotr ma żonę Lidkę, z którą łączy go autentyczne, wielkie uczucie. Ich małżeństwo jednak bierze w łeb, kiedy Piotr uświadamia sobie, że nie może już dłużej udawać. Chce się stać Weroniką, także fizycznie.
"Jesteś transwestytą, zboczeńcem! To obrzydliwe" - wykrzykuje w złości i rozpaczy Lidka.
Grodzka nigdy wcześniej nie pisała scenariusza, ma jednak doświadczenie w branży filmowej. Od jedenastu lat jest producentką seriali i filmów.
Reżyserzy są bardzo zainteresowani "Aktem urodzenia". - Chętnie spotkam się i porozmawiam z panią Grodzką o tym scenariuszu. Myślę, że Polacy są gotowi na takie filmy. Z chęcią oglądają przecież dzieła Pedro Almodovara, dotykające kwestii transseksualizmu - twierdzi Artur Więcek, reżyser "Anioła w Krakowie". - Pomysł jest intrygujący. Chciałbym to przeczytać - przyznaje Marcin Koszałka, reżyser i operator filmowy, autor m.in. kontrowersyjnego obrazu "Takiego pięknego syna urodziłam". - Bardzo się cieszę. Chciałabym, żeby film powstał jak najszybciej - mówi Anna Grodzka.
Tytuł filmu nawiązuje do kluczowej sceny. Piotr, który zdecydował już się na operację korekty płci, załatwia formalności związane ze zmianą imienia z męskiego na damskie. Aby to zrobić, potrzebuje aktu urodzenia.
Siedzi w samochodzie, czyta akt... "O kurde! Nigdy mi tego nie powiedzieli..." - wyrywa mu się. Wtedy właśnie odkrywa, że został adoptowany. Odnajduje swoją prawdziwą matkę. Jest wtedy na początku swojej przemiany fizycznej w kobietę, więc odwiedza ją jeszcze jako Piotr, w męskim ubraniu.
- Okazuje się, że matka oddała go, bo był nieślubnym dzieckiem, a ona mieszkała w małej miejscowości. Ten wrzód, ból tkwił w niej przez całe życie - opowiada Anna Grodzka.
Kiedy Piotr przyjeżdża i oznajmia biologicznej matce, że jest jej dzieckiem, kobieta i jej rodzina go akceptują. Niestety, tu pojawia się kolejny problem. Jak powiedzieć im, że Piotr niedługo stanie się Weroniką?
Ten wątek jest żywcem wyjęty z życiorysu pani Anny, która dowiedziała się, że jest adoptowana, gdy była już po 50-tce. Nowa rodzina zaakceptowała ją - zarówno przed, jak i po przemianie. Równolegle rozwija się też fikcyjny wątek uczuciowy między Weroniką a Sarą - terapeutką i psycholog. To 35-letnia energiczna kobieta, która pracuje w fundacji dla osób transseksualnych.
W filmie znajdą się sceny z terapii grupowej takich osób. - Chcielibyśmy, by zagrali to naturszczycy - przyznaje Grodzka. - Zależy nam, by pokazać jakie ci ludzie mają problemy, odczarować ich - tłumaczy. - Film ma spełniać troszeczkę edukacyjną rolę, ale, mam nadzieję, że widzowie nie poczują dydaktycznego smrodku - śmieje się.
W scenariuszu są też sceny komediowe. - Bo nasze życie nie jest bezgraniczne smutne i trudne - przyznaje Grodzka.
Film jest osadzony w realiach współczesnego miasta w Polsce. Wstępnie założono, że jest to Warszawa. Jego budżet scenarzystka ocenia na około 3,5 mln złotych. - Unikałam kosztownych scen. Dlatego retrospekcje sięgają najwyżej 20 lat wstecz i mają miejsce nad jeziorem, na polu namiotowym - przyznaje posłanka.
Wie, jakie są filmowe realia. Z dwoma wspólnikami prowadziła dużą spółkę producencką. - Niestety, jeden zmarł na serce, drugi na raka, spółka przestała istnieć - mówi Grodzka. Teraz ma niedużą firmę Multicolor Film, która wyprodukowała m.in. dokument o Irenie Sendlerowej ("W imieniu ich dzieci"). Czy jednak myśli, że Polacy są gotowi na film serio traktujący o transseksualistach? - A czy są gotowi na posłankę Grodzką? Widać tak, skoro mnie wybrali - kwituje scenarzystka "Aktu urodzenia".