Trwa ładowanie...
d7qu4k9
31-07-2003 07:01

Ani urzędnicy, ani politycy


Żeby pracować w gabinecie politycznym ministra, nie trzeba mieć specjalnych kwalifikacji - pisze "Rzeczpospolita". Praktyka pokazuje, że może znaleźć się tam każdy, kto cieszy się zaufaniem szefa. Dlatego gabinety polityczne to często synekury dla znajomych, przepustka do kariery i miejsca, gdzie załatwia się interesy.

d7qu4k9
d7qu4k9

Inspiracją do powstania artykułu na ten temat była ujawniona ostatnio sprawa złamania ustawy antykorupcyjnej przez szefa gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych, Janusza Ocipkę. "Rzeczpospolita" przypomina jednak, że z powodu skandali musieli wcześniej odejść dwaj inni szefowie gabinetów w rządzie Leszka Millera: szef gabinetu politycznego ministra zdrowia Waldemar Deszczyński i poprzednik Janusza Ocipki, Grzegorz Białoruski.

Gabinety polityczne formalnie zaczęły istnieć po przyjęciu ustawy o służbie cywilnej w 1996 roku. Poseł Prawa i Sprawiedliwości Ludwik Dorn, który zajmował się teorią działania gabinetów politycznych, powiedział gazecie, że ludzie tam zatrudniani powinni być z jednej strony zaufanymi ministra, z drugiej - fachowcami, którzy potrafią rozmawiać z przedstawicielami komórek merytorycznych.

W polskiej praktyce jest często zupełnie inaczej - w gabinetach politycznych zatrudniani są ludzie przypadkowi, których jedynym wyróżnikiem jest lojalność polityczna. Bywa, że są to polityczni koledzy, którym nie można powierzyć stanowisk merytorycznych, bo się na niczym nie znają.

d7qu4k9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d7qu4k9
Więcej tematów