Ani Jałty, ani Monachium nie będzie. Ale nic dobrego też się nie szykuje [OPINIA]

Jeśli jakiekolwiek ustalenia zostaną przez Putina i Trumpa podjęta na Alasce, to ani Polska, ani tym bardziej Ukraina, nie powinny spodziewać się po nich niczego dobrego. Prezydent USA wielokrotnie pokazał już, że daje się rozgrywać sprytnemu KGB-iście. Cele Putina są jawne i oczywiste, a rozejm, zawieszenie broni da mu tylko strategiczną pauzę, by je skutecznie realizować.

Reactions to US presidential elections in Russia
epa11704983 Face masks depicting US Republican presidential candidate Donald J. Trump and Russian President Vladimir Putin are displayed for sale at a souvenir market in St. Petersburg, Russia, 06 November 2024. US Republican presidential candidate Donald J. Trump has been elected the 47th president of the United States after having secured more than the 270 Electoral College votes necessary, following a tightly contested race with Democratic presidential candidate US Vice President Kamala Harris.  EPA/ANATOLY MALTSEV 
Dostawca: PAP/EPA.
ANATOLY MALTSEV
man, maskUstalenia na Alasce. Ukraina, nie powinna spodziewać się po nich niczego dobrego
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | ANATOLY MALTSEV
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Ta prosta konstatacja nie oznacza, że czeka nas - by posłużyć się dwoma archetypami geopolitycznej porażki, które żywe są w Polsce - Jałta albo Monachium. Sytuacja geopolityczna jest odmienna, bo - jeśli myśleć o Jałcie - Europa ma inne interesy i inne plany niż USA, a to uniemożliwia prosty i oczywisty deal, w którym uczestniczyć będą obie strony.

Odmienne jest także usytuowanie narracyjne Rosji, która - w żaden cudowny sposób - nie może uchodzić (a za taką właśnie stronę uchodził Związek Sowiecki Stalina) za siłę pokojową, która wyswabadza świat od nazizmu. Putin, choć oczywiście do poziomu zbrodni Stalina wciąż mu daleko, ma nieporównywalnie gorszy PR, niż jego poprzednik i dlatego nie może liczyć na tak proste ustępstwa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Silna eksplozja na froncie. Broń Rosjan wyleciała w powietrze

Jest jeszcze Ukraina, która wprawdzie wykrwawiona i zniszczona, ale ma nowoczesną, świetnie uzbrojoną armię i dynamiczne społeczeństwo, które sprawiają, że nie wszystko da się na niej wymusić. Monachium nie będzie tym bardziej, bo Europa ma pełną świadomość (a w późnych latach 30. XX wieku takiej świadomości w odniesieniu do Hitlera nie miała), kim jest Putin, i jakie są jego plany.

Europejscy przywódcy - przynajmniej werbalnie - jasno to deklarują. I niewiele wskazuje na to, by mogli i chcieli się z tych deklaracji wycofać.

Odrzucenie prostych analogii historycznych nie oznacza jednak, że po spotkaniu Putina z Trumpem mielibyśmy spodziewać się czegokolwiek pozytywnego. A żeby to zrozumieć, warto uświadomić sobie, jaka naprawdę gra i o co, toczy się na naszych oczach. To zaś wymaga przypomnienia, jakie są cele dwóch jej głównych uczestników.

Władimir Putin, czego nigdy nie ukrywał, prowadzi walkę o odbudowę imperium sowieckiego (pod nową/starą nazwą), odwrócenie zmian geopolitycznych, które dokonały się w latach 90. XX wieku oraz o stopniowe wchłonięcie (w jakiej politycznej formie - nie ma to znaczenia) wszystkich ziem, które uważa on za część "ruskiego miru" do Federacji Rosyjskiej.

Ukraina, nawet jeśli zachowa jakąś pozorną suwerenność, ma się stać po prostu częścią imperium, a Litwa, Łotwa i Estonia - jako dawna część Związku Sowieckiego - nawet jeśli pozostaną w Unii Europejskiej i NATO, mają odgrywać w niej rolę członków drugiej kategorii, których nikt nie będzie bronił. NATO zaś ma stać się - to byłby już prawdziwy sukces - bytem pozornym, którego istnienie nic w świecie geopolityki nie zmienia.

Co to oznacza dla Polski?

To także jest jasne. Może niekoniecznie wcielenie do Federacji Rosyjskiej, ale żywot państwa pogranicza, które - co Rosja będzie podgrzewać - nie ma znaczenia strategicznego i w niczym nie zagraża interesom Putina i jego kliki. Oczywiście - zapewne - nie wszystkie te cele są możliwe do zrealizowania (a przynajmniej nie od razu), ale warto przypominać, że perspektywa polityki rosyjskiej jest znacznie bardziej długoterminowa, niż ta, którą dyktuje na Zachodzie kalendarz wyborczy. Putin i jego następcy mają czas, a zawieszenia broni, pokojowe traktaty są dla nich tylko etapami na drodze, której cel został powyżej opisany.

Tyle w kwestii celów Putina. To teraz czas na określenie celów Donalda Trumpa. Jeśli chodzi o kwestie ukraińskie, to jego celem jest sukces PR-owy, którym będzie - a wiele wskazuje na to, że cena nie będzie tu grała większej roli - ogłoszenie jakiejkolwiek formy pokoju czy zawieszenia broni.

Prezydent USA potrzebuje deklaracji, że dzięki niemu udało się przerwać rzeź niewinnych, i że to on - po raz kolejny - okazał się politycznym mesjaszem niosącym pokój. A jeśli jeszcze - może nie sam Putin, ale na przykład Łukaszenka - po takim "sukcesie" wystąpi (jak ostatnio władze Pakistanu) o pokojowego Nobla dla niego, to wszystkie cele "polityki" Trumpa zostaną osiągnięte, bo zaspokojone będzie jego ego.

Oczywiście tu również potrzebne jest pewne zastrzeżenie, nie oznacza to, że nawet prezydent USA jest w stanie przyjąć wszystkie warunki i zgodzić się na wszystko. Władimir Putin już kilkukrotnie przelicytował i nie docenił tego, że i narcystyczna polityka Trumpa bywa korygowana przez jego współpracowników i przez mocne uświadomienie mu, że ktoś gra mu na nosie.

Jeśli Putin niczego się z tych lekcji nie nauczył, to może przegrać, ale jeśli zgodził się na spotkanie na Alasce, to zapewne jednak wyciągnął pewne wnioski i przyjedzie tam z zestawem (pozornych) ustępstw, które pomogą mu "kupić" Donalda Trumpa. Sygnały, jakie to mogą być "ustępstwa" już mamy. Rosja zagwarantuje jakieś zawieszenie broni za dodatkowe ziemie ukraińskie, a jeśli propozycja ta zostanie odrzucona przez Ukrainę, to… winna będzie ta ostatnia i oczywiście prezydent Wołodymyr Zełenski.

USA ma oczywiście mocne narzędzia nacisku na Ukrainę i może z nich skorzystać, ale to, czy będą one skuteczne, zależy ostatecznie od tego, czego będzie domagał się Putin.

Jeśli przelicytuje, to Ukraina nie będzie się mogła na nie zgodzić i wtedy ciężar wojny może w całości spaść na Europę. Czy ta ostatnia jest na to przygotowana? To pozostaje kwestią wciąż otwartą, tak jak pozostaje otwarte to, czy - jeśli Putin "kupi" emocjonalnie i politycznie Trumpa - to USA będą skłonne sprzedawać Europie broń, by ta ostatnia przekazywała ją Ukrainie? To nie jest wykluczone, jeśli brać pod uwagę transakcyjne myślenie prezydenta USA, ale tu kluczem pozostaje to, co może położyć na stole Putin, by pozyskać Trumpa.

Obserwując przecieki, kolejne wypowiedzi Trumpa, można odnieść wrażenie, że on sam jedzie na Alaskę raczej przekonany o tym, że otrzyma pokój za ziemię (oczywiście ukraińskie). I to jest bardzo niebezpieczny sygnał, bo oznacza on, że prezydent USA niczego się przez ostatnie miesiące o Rosji i Putinie nie nauczył.

Jeśli nawet jakieś ziemie (choćby tylko te okupowane, o jakiś dodatkowych nie wspominając) zostałyby Federacji Rosyjskiej przekazane oficjalnie, to wcale nie oznaczałoby to zakończenia wojny, a jedynie pauzę strategiczną, bo przecież nie o ziemie Putinowi chodzi.

Jeśli do ziem dorzuciłby Trump (by osiągnąć cel, jakim jest nimb nosiciela pokoju) zniesienie sankcji, to sukces Putina byłby pełny, bo poza czasem na przezbrojenie i odbudowę otrzymałby on także środki do tego potrzebne. Amerykańskie (a kto wie, czy nie także europejskie, bo otoczenie Trumpa wspomina też o wymuszaniu zniesienia sankcji czy wznowienia handlu przez Europę) pieniądze budowałyby więc potęgę Rosji i umożliwiały jej przygotowanie się do kolejnej odsłony wojny.

Jeśli Putin nie byłby złośliwy, to może poczekałby z jej wznowieniem do końca kadencji Trumpa, ale znając jego stosunek do "zachodnich frajerów", mógłby to zrobić pod jej koniec, żeby - tak dla zasady - pokazać prezydentowi USA, jak został ograny.

Co z tego wszystkiego wynika dla Ukrainy?

Nic dobrego. Owszem jej przywódcy muszą robić dobrą minę do złej gry, ale ich główną nadzieją pozostaje obecnie to, że Putin jednak przelicytuje. Co z tego wynika dla Polski? Otwarcie rzecz ujmując, że USA nie są partnerem, na którym daje się opierać poczucie bezpieczeństwa, bo prezydent tego kraju prowadzi politykę nie w oparciu o realną ocenę interesów, ale… o własne narcystyczne potrzeby.

Europa zaś, na której chcielibyśmy się oprzeć, jest niezdolna do skutecznego, samodzielnego przygotowania do starcia z Rosją. Jej przywódcy - jeśli do porozumienia Putin Trump dojdzie - zapowiadają… ofensywę dyplomatyczną wobec prezydenta USA. Wiele więcej zapowiedzieć nie mogą, bo mają przecież świadomość, że nie są w stanie nawet realnie zastąpić na Ukrainie amerykańskiego wsparcia wywiadowczego.

Czytelnik tego tekstu - nie bez racji - może zadać pytanie, dlaczego skoro może być tak źle, to nie uznaje możliwości nowej Jałty czy nowego Monachium? Odpowiedź jest prosta. Ocena, której dokonałem, oznacza, że Monachium oznaczało nadzieję na pokój, która się nie zrealizowała, a Jałta nadzieję na pokój zrealizowaną (wobec Zachodu kosztem Europy Środkowej, w tym Polski). Teraz zaś nikt poważnie myślący nadziei na pokój z Putinem nie ma. Istotą rozmów na Alasce jest wizerunek Trumpa, i to od niego zależeć będzie efekt rozmów. Jest też, wciąż nieco większa niż wówczas, nadzieja na to, że długofalowo część istotniejszych graczy Europy będzie kontynuowało ostrą politykę wobec Rosji, a rozwydrzony sukcesami Putin znowu przelicytuje, co przynajmniej na jakiś czas zmieni politykę Trumpa. I to jest źródło nadziei (niewielkiej) na przyszłość.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski"

Wybrane dla Ciebie
Atak dronów na Charków. Tragiczny wypadek na S8 [SKRÓT PORANKA]
Atak dronów na Charków. Tragiczny wypadek na S8 [SKRÓT PORANKA]
Dom stanął w płomieniach. Strażacy znaleźli ciało
Dom stanął w płomieniach. Strażacy znaleźli ciało
Konfrontacja wizji w Genewie. Meloni chce zmodyfikować plan Trumpa
Konfrontacja wizji w Genewie. Meloni chce zmodyfikować plan Trumpa
IPN odpowiada na wpis Jad Waszem. "Brak wiedzy nie przystoi"
IPN odpowiada na wpis Jad Waszem. "Brak wiedzy nie przystoi"
"Niech sami łapią szpiegów". Media: zatrzymani ws. sabotażu bez zarzutów
"Niech sami łapią szpiegów". Media: zatrzymani ws. sabotażu bez zarzutów
"Upokarzające". Europoseł PiS o polskim udziale w rozmowach pokojowych
"Upokarzające". Europoseł PiS o polskim udziale w rozmowach pokojowych
Zwrot w pogodzie. Radykalne ocieplenie na początku grudnia
Zwrot w pogodzie. Radykalne ocieplenie na początku grudnia
Rekordowa liczba balonów znad Białorusi nad Litwą i Łotwą
Rekordowa liczba balonów znad Białorusi nad Litwą i Łotwą
Tragedia na S8. W karambolu zginęły cztery osoby
Tragedia na S8. W karambolu zginęły cztery osoby
Spięcie w TVP Info. Poseł Konfederacji dał mu 30 sekund
Spięcie w TVP Info. Poseł Konfederacji dał mu 30 sekund
Wspólne oświadczenie USA i Ukrainy
Wspólne oświadczenie USA i Ukrainy
"Macki Kaczyńskiego nie sięgają". Wskazał "pierwszego koalicjanta” PiS
"Macki Kaczyńskiego nie sięgają". Wskazał "pierwszego koalicjanta” PiS