Andrzej Sławiński: wielu żołnierzy AK znajduje się w tragicznej sytuacji
Często żyją z zapomóg, ledwo wiążą koniec z końcem. Byli żołnierze Armii Krajowej nie mają łatwej starości. – Od lat wspieramy najbardziej potrzebujących, wysyłamy pieniądze do Polski. Obawiam się jednak, że tegoroczna akcja może być już ostatnia – mówi dr Andrzej Sławiński, przewodniczący Zarządu Funduszu Inwalidów Armii Krajowej w Londynie, w rozmowie z korespondentem Wirtualnej Polski Piotrem Gulbickim.
WP: *Piotr Gulbicki: Doroczna, marcowa zbiórka, która zbliża się szybkimi krokami, wpisała się już w emigracyjny krajobraz.*
Andrzej Sławiński: Podczas apelu, bo tak nazywamy tę akcję, zwracamy się z prośbą o finansowe wsparcie do organizacji kombatanckich i społecznych oraz osób indywidualnych na rzecz rodaków w kraju. Datki zbierane są w weekendy w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie oraz w kościołach w Anglii i Walii. Można je też wpłacać bezpośrednio na nasze konto.
WP: W zbiórkę angażują się wolontariusze.
To głównie członkowie Kół Armii Krajowej, nasi sympatycy, a także młodzi ludzie z organizacji Poland Street. Akcja ma długą tradycję. Fundusz założyli w 1947 roku generał Tadeusz Bór-Komorowski i jego żona Irena, która była pierwszą przewodniczącą zarządu. Po niej tę funkcję sprawowali pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki, Helena Martynowa, a od dwudziestu lat zajmuję się tym ja. Do 1984 roku pomoc była wysyłana w formie paczek z odzieżą i żywnością, jednak od tego czasu, na prośbę samych zainteresowanych, trafiają do nich zapomogi finansowe.
WP: W jakiej kwocie?
Od lat przesyłamy 20 tysięcy funtów rocznie, jednak, nie ukrywam, że jest coraz trudniej. Organizacje, które wspierały nas hojnymi datkami, już się rozwiązały. Ludzie umierają, upływ czasu jest nieubłagany. W ubiegłym roku zebraliśmy tylko 9 tysięcy funtów, a to oznaczało, że nie będziemy w stanie wysłać tradycyjnej kwoty. Udało się jednak dzięki śp. Danucie Dobrowolskiej, która w spadku przekazała nam 17 tysięcy funtów. Część tych pieniędzy zostało już spożytkowanych, pozostała suma przeszła do tegorocznej puli i dzięki temu będziemy mogli ponownie wspomóc naszych podopiecznych. Niestety, obawiam się, że może to być już ostatnia akcja.
WP: Bo jest coraz mniej pieniędzy?
To jedna kwestia. Ale jest też druga strona medalu – fizycznie nie ma kto się tym zajmować. Ja mam już 85 lat, zdrowie szwankuje. Wiek i choroby dają się we znaki również innym członkom czteroosobowego Zarządu Funduszu. Dobrze, żeby kontynuowali tę działalność młodzi, ale to nie jest łatwa sprawa. Tym bardziej, że również londyński Oddział Armii Krajowej planuje zakończenie działalności.
A pomoc jest ciągle potrzebna.
Cały czas. Co prawda kombatantów w kraju ubywa, jednak z tych, którzy jeszcze żyją, wielu znajduje się w tragicznej sytuacji. Mają minimalne renty bądź zapomogi, nie stać ich na leki i leczenie, nie mówiąc już o innych wydatkach. My otrzymujemy listę najbardziej potrzebujących od Kół Armii Krajowej w Polsce i przesyłamy pieniądze do księdza doktora Mateusza Matuszewskiego, proboszcza parafii Bożego Ciała w Warszawie. On zajmuje się ich dalszą dystrybucją. Pomoc, w wysokości 100 funtów, trafia do około 200 byłych akowców, bądź wdów po nich, w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Dla tych ludzi to duże wsparcie, o czym świadczą wzruszające podziękowania, jakie otrzymujemy. Warto dodać, że ksiądz Matuszewski, który pomaga nam od ponad dwudziestu lat, za swoją działalność został niedawno uhonorowany medalem Pro Patriae.
Dawne pokolenie powoli odchodzi, tymczasem patriotyzm wśród młodych ludzi nie jest w cenie.
Trudno generalizować, są różne postawy. Ale generalnie wydaje mi się, że powoli, po latach zastoju, następuje renesans patriotycznych wartości. Ja sam miałem ostatnio kilka spotkań z młodzieżą, podczas których mówiłem o historii, Armii Krajowej, walce o niepodległość. I wartościach, którym byliśmy wierni – Bóg, Honor, Ojczyzna. Sale były pełne, pytań nie brakowało. Mam wrażenie, że coraz więcej młodych ludzi definiuje się na nowo, odwołując się do korzeni i szukając w nich punktu odniesienia do teraźniejszości i swojego miejsca na ziemi.
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki