Andrzej Ekiert: Irak stał się rynkiem dla najemników
Jest to wojna partyzancka, wojna niebezpieczna, wojna prowadzona przez przebiegłych ludzi, znających swój fach. Irak bowiem stał się już w tej chwili otwartym rynkiem dla wszelkiego rodzaju najemników, którzy za pieniądze albo w imię wiary przyjeżdżają i walczą - powiedział Andrzej Ekiert, dowódca wielonarodowej dywizji w "Sygnałach Dnia".
Sygnały Dnia — Łączymy się z Irakiem. W naszym studiu w Iraku generał Andrzej Ekiert, dowódca wielonarodowej dywizji. Dzień dobry, panie generale.
Gen. Andrzej Ekiert — Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
Sygnały Dnia — Panie generale, jest pan pewien, że za akcją, w wyniku której zginęło trzech polskich żołnierzy, a trzech zostało rannych stoi Jordańczyk Abu Musab al Zarkawi?
Gen. Andrzej Ekiert — Muszę tak powiedzieć, bowiem on sam przyznał się do wszystkich zorganizowanych w tej czarnej niedzieli ataków i zamachów terrorystycznych, a więc nie mam podstaw, aby sądzić, że cztery ataki, które były w naszej strefie, były atakami, których on nie organizował.
Sygnały Dnia — Panie generale, jaka nauka płynie z tego tragicznego wydarzenia? Jak zmniejszyć ryzyko ofiar?
Gen. Andrzej Ekiert — Każdy taki przypadek bardzo wnikliwie i dokładnie analizujemy. Tutaj zmiana taktyki następuje praktycznie każdego dnia. Tylko chciałbym, aby opinia publiczna w Polsce zdawała sobie z tego sprawę, że tutaj jest naprawdę wojna. Jest to wojna partyzancka, wojna niebezpieczna, wojna prowadzona przez przebiegłych ludzi, znających swój fach. Irak bowiem stał się już w tej chwili otwartym rynkiem dla wszelkiego rodzaju najemników, którzy za pieniądze albo w imię wiary przyjeżdżają i walczą.
Sygnały Dnia — Panie generale, wczoraj powiedział pan: „Nie muszą ginąć żołnierze, jeżeli misja byłaby rzeczywiście stabilizacyjna. Tutaj toczy się najgorsza z wojen, czyli wojna partyzancka”. Czy w związku z tym nasza misja powinna zmienić charakter, żeby nie ginęli polscy żołnierze, między innymi polscy żołnierze?
Gen. Andrzej Ekiert — Tutaj nie można powiedzieć, że należy skończyć misję stabilizacyjną. Gdyby ktoś tak jak ja, jak moi oficerowie, jak nasi redaktorzy, którzy są u nas, pojechał na tę głęboką prowincję i zobaczył tych biednych ludzi, którzy nierzadko nie mają co jeść, którzy nie mają wody, dosłownie nie mają wody, czerpią wodę dla celów spożywczych z rzek, z kanałów, to wtedy widziałby i myślałby podobnie jak my. Te pieniądze, które są rozdzielane, są rozdzielane dla tych ludzi w sposób sprawiedliwy i to jest stabilizacja. Ale obok tej stabilizacji i pomocy, którą my codziennie udzielamy Irakijczykom, jest jak gdyby inny świat, świat wojny, świat dżihadu i świat ten, który znaczony jest kolejnymi ofiarami, nie tylko polskimi. My musimy z tym żyć, my nad tym bolejemy i my nie przechodzimy do porządku nad tym, aby zmieniać taktykę, aby organizować operacje, aby robić to, co jest zapisane między innymi w naszym zawodzie.