Andrzej Barcikowski: Newsweeka do sądu nie podam

Newsweeka do sądu nie podam. Z prostej przyczyny. Musiałbym podejmując takie czynności odsłaniać pewne czynności operacyjne. W swojej prywatnej sprawie nie będę narażał służb na niebezpieczeństwo - powiedział Andrzej Barcikowski, gość Salonu Politycznego Trójki.

30.06.2004 13:42

Jolanta Pieńkowska: Kwestią czasu pozostaje dymisja kierownictwa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - taka informację uzyskało Życie z wiarygodnych źródeł rządowych. Pan jest już gotowy do odejścia, czy może uprzedzi pan decyzję Marka Belki?

Andrzej Barcikowski: Jeśli Życie ma takie informacje, to bardzo dobrze by było, gdyby ujawniło te źródła. Ja nie wiem nic o zamiarach Marka Belki w tym kierunku.

Jolanta Pieńkowska: A gotów jest pan do odejścia, czy nie?

Andrzej Barcikowski: Ale nie wiem dlaczego miałbym odejść?

Jolanta Pieńkowska: Nie czuje się pan winny w żadnej sprawie?

Andrzej Barcikowski: Nie. Ja wykorzystam te okazję, żeby coś powiedzieć pani redaktor. Otóż parę dni temu w tygodniku Newsweek ukazał się materiał, którego poważne elementy polegały na zwykłym kłamstwie. Ten materiał kształtuje atmosferę, kształtuje opinię . I to bardzo przykre jest, że się ukazuje...

Jolanta Pieńkowska: Ale to nie jest pierwszy, który sie ukazuje?

Andrzej Barcikowski: Ale ja bym chciał powiedzieć parę rzeczy o tym materiale, krótko. Jakobym spotykał się wielokrotnie z Mariuszem Łapiński. Z Mariuszem Łapińskim ani razu nie spotkałem się w okresie od lutego do maja 2003 roku, o czym pisze Newsweek. Pierwsze kłamstwo. Drugie kłamstwo...

Jolanta Pieńkowska: Ale mówił pan, że spotykał się z Mariuszem Łapińskim i że Mariusz Łapiński do pana telefonował i że nie widzi pan w tym nic zdrożnego.

Andrzej Barcikowski: Ja się spotykałem, bodajże dwa razy z Mariuszem Łapińskim, wtedy, kiedy on był ministrem zdrowia. Spotykałem się i z kolejnym ministrem zdrowia. To jest zupełnie normalne. Rozmawialiśmy o nieprawidłowościach. Natomiast w okresie, o którym pisze Newsweek, od lutego do maja, ani razu nie spotkałem się z panem Łapińskim. W tym czasie na przykład spotykałem się z panią poseł Radziszewską, o czym pani poseł Radziszewska wczoraj poinformowała w prasie. Spotykaliśmy się dwa razy. Bardzo interesująca to była dyskusja o nieprawidłowościach w służbie zdrowia.

Jolanta Pieńkowska: No i miał się pan zająć tymi nieprawidłowościami i wyszło na to, że najpierw o tych nieprawidłowościach napisała Rzeczpospolita , a potem zajęła się sprawą ABW?

Andrzej Barcikowski: To nieprawda. ABW zajmowała się tymi sprawami. Natomiast doniesienie, jakie do Rzeczpospolitej złożyli przedstawiciele jednej z firm farmaceutycznych było podstawą wszczęcia tak zwanych czynności procesowych, śledczych, prokuratorskich. To jest normalne. Czasem tak się zdarza, że zainteresowane osoby najpierw przychodzą do mediów. Z jakichś powodów nie chcą przyjść do służb ścigania, prokuratury, służb specjalnych, policji. Przychodzą do mediów, składają informacje i to jest początkiem czynności procesowych.

Jolanta Pieńkowska: I chce pan powiedzieć, że o sprawie Waldemara Deszczyńskiego nie wiedział pan przed Rzeczpospolitą?

Andrzej Barcikowski: Ja nie mogę z panią się dzielić wiedzą, czym myśmy się zajmowali.

Jolanta Pieńkowska: Ale chodzi mi tylko o to, czy pan wiedział, czy nie?

Andrzej Barcikowski: Wiedzieliśmy o możliwości nieprawidłowości dotyczących zakupu leków, wpisywania leków na listę refundowaną. Natomiast początkiem czynności śledczych to jest jeden z etapów działań służb specjalnych. Było doniesienie złożone do Rzeczpospolitej. I to jest zupełnie normalne. Wielkie afery typu Watergate zaczynają się czasem od informacji zebranych albo takich, z którymi ludzie dotarli do mediów. To nie jest żaden wstyd. Około 1/3 spraw, które prowadzą służby specjalne pochodzi z informacji zewnętrznych. Pozostałe pochodzą ze źródeł wewnętrznych.

Jolanta Pieńkowska: A może jest tak, że pański zastępca Paweł Pruszyński wiedział o tej sprawie z telefonów od Mariusza Łapińskiego albo z wizyt Mariusza Łapińskiego w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego?

Andrzej Barcikowski: Pan Paweł Pruszyński nie wiedział o tym. Zresztą byłoby to kompletnie nielogiczne. Proszę spojrzeć Mariusz Łapiński przychodziłby do kogokolwiek i informował, że oto jego szef gabinetu politycznego jest skorumpowany. Nie trzyma się to elementarnego ładu logicznego, więc powtarzam jeszcze raz. Ten materiał prasowy w Newsweeku jest oparty na kłamstwie. Jest oparty na zwykłym, ordynarnym , soczystym kłamstwie. Jeżeli tego typu materiały, oczywiście nie każda informacja tam jest kłamstwem, ale kłamstwem jest to, iż ja się spotykałem z Mariuszem Łapińskim, a ani razu nie spotkałem się z Mariuszem Łapińskim w tym okresie, o którym pisze Newsweek. Kłamstwem jest to, że nie podjęliśmy czynności, mimo że wiedzieliśmy o nieprawidłowościach w ministerstwie zdrowia. Podejmowaliśmy czynności na znacznie większą skalę, niż w Urzędzie Ochrony Państwa. Ewolucja służb specjalnych idzie w kierunku wyjaśniania nieprawidłowości...

Jolanta Pieńkowska: To poda pan Newsweek do sądu, czy nie?

Andrzej Barcikowski: Czy ja mam podać Newsweek do sądu? Nie podam. Z prostej przyczyny nie podam. Otóż musiałbym ewentualnie podejmując takie czynności z podawaniem do sądu odsłaniać pewne czynności operacyjne. W swojej prywatnej sprawie nie będę narażał służb na niebezpieczeństwo. Odsłanianie przed sądem, wobec prasy czynności operacyjnych jest rzeczą niestosowną. Natomiast nie będę podawał dlatego, że z poziomu rynsztoka, z poziomu elementarnego kłamstwa dotyczącego moich spotkań z Mariuszem Łapińskim, wstrzymywania przeze mnie jakichkolwiek czynności, które w rzeczywistości były prowadzone bardzo dynamicznie. Otóż na poziomie takiego elementarnego kłamstwa, na takim poziomie moralnym obracać się nie będę. Uwłaczałoby mi to i tego nie zrobię.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)