Amerykańskie żółwie żyją we Wrocławiu
Internauci od kilku tygodni z entuzjazmem donoszą, że w miejskiej fosie zamieszkały... żółwie błotne. Największą samicę widziano podobno w okolicach komendy wojewódzkiej policji. Te informacje są nie do końca prawdziwe. Żółwie faktycznie są, ale nie błotne tylko czerwonolice.
05.08.2006 | aktual.: 05.08.2006 09:28
Rewelacje o pojawieniu się żółwi błotnych dementują i urzędnicy, i przyrodnicy. Doszły mnie słuchy, że zadomowiły się u nas żółwie. Ale dowiadywałem się i na pewno nie należą one do błotnych – przekonuje Mieczysław Popławski, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej.
Jego słowa potwierdza Andrzej Jabłoński, autor kilkunastu prac poświęconych żółwiom. I, jak mówi o Jabłońskim dyrektor wrocławskiego zoo Antoni Gucwiński, największy ich znawca w całym kraju. To nie są żółwie błotne, które wymagają bardzo specyficznych warunków. Nie wystarczy im fosa – kategorycznie twierdzi ekspert. Żyją na bagnach, tam, gdzie jest dużo roślin. Ale jaja składają w suchym terenie - tłumaczy.
Wielka jak bochen
Jakie więc żółwie rozgościły się w fosie? I skąd się w niej wzięły? Zagadkę rozwiązuje Jabłoński. W naszym mieście zamieszkały północnoamerykańskie żółwie, zwane czerwonolicymi – wyjaśnia ekspert. Do rzek wypuścili je nieodpowiedzialni właściciele. Zwierzaki im się znudziły albo wyjeżdżali na urlop i po prostu się pozbyli pupili - tłumaczy.
Ten gatunek żółwi jest bardzo odporny. Niektóre potrafią przetrwać nawet największe mrozy. W zimie zapadają w letarg, drzemią przy samym dnie rzeki. Żywią się larwami, kijankami, czasem roślinami. I świetnie im się wiedzie. Mogą tak żyć latami.
Największa samica pojawiła się w fosie zaraz po powodzi. Doskonale daje sobie radę. Jest wielka jak bochen chleba. To właśnie ją można zobaczyć w okolicy komendy wojewódzkiej policji – opowiada Jabłoński.
Świetlana przyszłość przed nimi
Na Dolnym Śląsku żółwie błotne żyły jeszcze przed wojną. Ale przemarsz wojsk radzieckich zniszczył ich tradycyjne środowisko. Żółwie potrzebują wilgoci i podmokłych terenów. Tymczasem żołnierze, wyławiając ryby, po prostu spuszczali wodę ze stawów. W ten sposób sadzawki wyschły, a żółwie wyginęły. Ale kilka lat temu wróciły. Pomogli im w tym przyrodnicy. W okolicach Oleśnicy wypuścili 40 maluchów.
Ta połowa z nich, która przeżyła, ma się teraz bardzo dobrze. I mamy nadzieję, że już za cztery, pięć lat doczekamy się ich potomków – opowiada z entuzjazmem Jabłoński. Przyrodnik cieszy się, że małe żółwie przetrwały najgorszy i najniebezpieczniejszy dla nich okres. Nie mają naturalnych wrogów, więc spokojnie mogą dożyć nawet setki – przekonuje. I na dowód opowiada, że dawniej przyrodnicy grawerowali schwytanym żółwiom daty na skorupach. W ten sposób je znakowano. Na wschodzie Polski znaleziono żywego żółwia, który miał na skorupie wyrytą datę z... połowy XIX wieku.
Przyrodnicy już snują plany na przyszłość. Mają nadzieję, że wkrótce uda się zasiedlić młodymi żółwiami błotnymi także okolice stawów milickich.
Sędziwi rekordziści Pod koniec czerwca w australijskim ogrodzie zoologicznym zmarła Harriet, najstarszy ze znanych i obserwowanych przez człowieka żółwi. Nobliwa samica miała aż 175 lat, a zmarła na ostry atak serca. Była wielkości stołu jadalnego i ważyła 150 kg. Trzy miesiące wcześniej podawano, że w Indiach zmarł jeszcze starszy żółw – Adwaita. W chwili śmierci liczył sobie podobno 250 lat.
Żółwie olbrzymy
Największymi żółwiami są morskie skórzaste. Ich pancerz osiąga nawet 2,5 metra długości. Ważą ponad kilkaset kilogramów. Nieco mniejsze są lądowe – żyjące na Seszelach olbrzymy i na Galapagos słoniowe. Ich skorupy mają po 1,5 metra długości. Są one dobrze wysklepione i dzięki temu największe mają nawet metr wysokości.
Anna Waszkiewicz