Amerykańskie media: obalenie muru zasługą Reagana
Zastanawiając się w 20. rocznicę rozebrania muru berlińskiego nad przyczynami upadku komunizmu, prawicowe media w USA podkreślają zasługi amerykańskiej polityki powstrzymywania ZSRR, a zwłaszcza jej końcowej fazy w czasie rządów prezydenta Ronalda Reagana.
09.11.2009 | aktual.: 09.11.2009 19:46
"Obalenie muru było kulminacją długofalowej narodowej strategii powstrzymywania, której realizacja słabła, zanim nowej energii dodał jej prezydent Reagan. Krytycy zarzucali mu, że jego antykomunistyczna retoryka to niebezpieczny powrót do lat 50. Reagan jednak rozumiał, że ideologiczny podział leżący u podstaw amerykańsko-sowieckiej rywalizacji nie uległ zmianie" - pisze konserwatywny "Washington Times" w artykule redakcyjnym.
Dziennik ten, podobnie jak "Wall Street Journal", przypomina, że lewicowo-liberalni komentatorzy w USA uważali Reagana za podżegacza wojennego i krytykowali nazwanie przez niego ZSRR "imperium zła" i apel do ówczesnego prezydenta ZSRR Michaiła Gorbaczowa, aby "rozebrał ten mur berliński", a także wypowiedź z 1982 r., że planuje "odesłać marksizm-leninizm na śmietnik historii".
Upadek komunizmu, częściowo pod presją pryncypialnej amerykańskiej polityki, dowodzi, że - jak to ujmuje "WSJ" - "oddanie zasadom moralnym z czasem przynosi także strategiczne dywidendy".
Prasa przypomina wypowiedzi znanych amerykańskich komentatorów z lat 80., którzy bagatelizowali zbrodnie komunizmu, oraz obojętność Zachodu na cierpienia mieszkańców krajów ówczesnego bloku sowieckiego, w ciągłej nadziei na poprawę stosunków USA z ZSRR.
"Media nagle zainteresowały się wydarzeniami przełomu lat 80. i 90. w Europie Wschodniej po okresie wcześniejszej obojętności wobec systemów komunistycznych. Do dziś istnieje niewielka publiczna świadomość okrucieństw na wielką skalę, zabójstw i łamania praw człowieka, które miały miejsce w państwach komunistycznych, zwłaszcza jeśli porówna się ją z wiedzą na temat Holokaustu i nazizmu" - pisze w "Washington Post" Paul Hollander, socjolog z Uniwersytetu Massachusetts, emigrant z komunistycznych Węgier.
Kontynuując ten wątek, "Washington Times" wykorzystał rocznicę do ataku na prezydenta Baracka Obamę jako polityka Partii Demokratycznej, która - jak przypomina prawicowy dziennik - "była po drugiej stronie politycznego podziału w czasach prezydentury Reagana" i z którą związani byli jego krytycy, zwolennicy ustępstw wobec komunistycznej Rosji.
"Gdyby partia ta była wtedy u władzy, nie mamy wątpliwości, że Związek Sowiecki przetrwałby dłużej" - pisze gazeta.
Dodaje, że Obama "podjął słuszną decyzję", nie jadąc na obchody rocznicowe do Berlina, ponieważ "nie powinien próbować łączyć swojej osoby z tym historycznym momentem".