Amerykański żołnierz zginął w pobliżu Ramadi
Amerykański żołnierz zginął, a dwaj jego koledzy zostali ranni w wybuchu, do którego doszło w czwartek w pobliżu miasta Ramadi na zachodzie Iraku - poinformował rzecznik prasowy sił USA.
Wyjaśnił, że samochód, którym jechali amerykańscy żołnierze, najechał na podłożoną na drodze pułapkę minową.
W Ramadi w nocy ze środy na czwartek eksplodował wyładowany dynamitem samochód - kierowca-samobójca uruchomił zapalnik, uderzając w pełnym pędzie w ogrodzenie domu należącego do współpracującego z Amerykanami przywódcy jednego z plemion sunnickich, szejka Amera Alego Sulejmana. Dwie śmiertelne ofiary to rodzice Sulejmana.
Ramadi leży na zachód od Bagdadu, na obszarze "trójkąta sunnickiego", w którym najczęściej dochodzi do ataków na Amerykanów i ich irackich współpracowników, w tym również policjantów. W mieście stacjonuje amerykańska 82. Dywizja Spadochronowa. Amerykanie podawali w środę, iż tego dnia udaremnili tam cztery ataki, zabijając ośmiu irackich zamachowców.