ŚwiatAmbasadorzy Unii wrócą do Mińska "dyskretnie"

Ambasadorzy Unii wrócą do Mińska "dyskretnie"

UE nie ogłosi decyzji o powrocie na Białoruś swych odwołanych w lutym ambasadorów do czasu, kiedy to realnie nastąpi, czyli gdy ambasadorzy będą już w Mińsku - wynika z rozmów Polskiej Agencji Prasowej z dyplomatami z Brukseli.

17.04.2012 | aktual.: 17.04.2012 17:21

Na wtorkowym spotkaniu dyplomatów państw UE w Brukseli uzgodniono wspólnie, jak ujawnił jeden z uczestników, by nie podawać publicznie, "czy i kiedy wrócą ambasadorzy". Z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że wszyscy zgadzają się na powrót dyplomatów.

Rzecznicy prasowi, wskazując na wyjątkowo poufny charakter spotkania, odmawiali informacji o decyzjach, jakie na nim zapadły. - Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że UE kontynuuje ocenę sytuacji na miejscu i zajmie skoordynowane i solidarne stanowisko w kwestii powrotu ambasadorów - powiedziała Maja Kocijanczicz, rzeczniczka szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Rzeczniczka przyznała, że celem jest "powrót" ambasadorów, tak by mogli na miejscu, w Mińsku, kontynuować swoją pracę.

Z ustaleń agencji wynika, że w tym tygodniu nie ma już zaplanowanego w Brukseli kolejnego spotkania dyplomatów ws. Białorusi, co potwierdza wcześniejsze anonimowe informacje uzyskane od dyplomatów w Mińsku i Brukseli, że decyzja ma zapaść już na początku tego tygodnia.

- Na początku przyszłego tygodnia kolegialnie zostanie podjęta decyzja - zapowiadało wcześniej źródło w korpusie dyplomatycznym w Mińsku, komentując wcześniejszą informację niezależnego tygodnika "Nasza Niwa", że są duże szanse, iż dyplomaci państw UE wrócą do Mińska w kolejnych dniach. Tygodnik powołał się na swojej stronie internetowej na "źródło zbliżone do europejskich kręgów dyplomatycznych".

W geście solidarności ambasadorzy państw UE wyjechali z Mińska na - jak się to określa w języku dyplomatycznym - konsultacje, gdy władze białoruskie wezwały 28 lutego ambasadorów Polski i UE do wyjazdu z Białorusi. Reżim Łukaszenki uciekł się do tego dyplomatycznego manewru, kiedy ministrowie państw UE zatwierdzili 28 lutego sankcje w postaci zakazu wizowego oraz zamrożenia aktywów 21 kolejnych przedstawicieli władz białoruskich odpowiedzialnych za łamanie praw człowieka i represje wobec opozycji.

Następnie, 23 marca, ministrowie spraw zagranicznych 27 państw UE po raz kolejny rozszerzyli sankcje wobec Białorusi, m.in. podejmując decyzję o zamrożeniu aktywów 29 firm należących do trzech oligarchów wspierających reżim Łukaszenki. W przyjętej deklaracji ministrowie zapowiedzieli wprowadzanie kolejnych sankcji, "dopóki wszyscy więźniowie polityczni nie zostaną uwolnieni".

W minioną sobotę i niedzielę zwolnionych zostało dwóch więźniów politycznych: były kandydat opozycji i rywal Łukaszenki w wyborach prezydenckich z 2010 roku Andrej Sannikau oraz jego współpracownik Źmicier Bandarenka. Obaj zostali zatrzymani po powyborczych manifestacjach opozycji, oskarżeni o organizację masowych zamieszek i skazani na karę kolonii karnej. Właśnie powyborcze procesy opozycjonistów pociągnęły za sobą zaostrzenie unijnych restrykcji wobec Białorusi. Zdaniem dyplomatów oznacza to, że polityka sankcji zaczyna przynosić rezultaty.

W więzieniu pozostaje jednak wciąż wielu działaczy opozycji, w tym drugi z byłych kandydatów opozycji na prezydenta - Mikoła Statkiewicz.

Na razie przedstawiciele UE reagują z zadowoleniem, ale powściągliwie, na zwolnienie Sannikaua i Bandarenki, i nie formułują obietnic cofnięcia sankcji wobec władz w Mińsku. - Wzywam władze Białorusi do bezwarunkowego zwolnienia teraz wszystkich pozostałych więźniów politycznych i usunięcia wszelkich restrykcji w zakresie korzystania przez nich z praw obywatelskich i politycznych - oświadczyła Ashton.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)