Ambasador Andrzej Przyłębski: możliwe, że podpisałem, ale wymuszono to na mnie groźbą
"Kierując się patriotycznym obowiązkiem i chcąc przyczynić się w miarę moich możliwości do utrzymania ładu i porządku w PRL i triumfu prawdy, wyrażam zgodę na udzielanie pomocy Służbie Bezpieczeństwa" - napisał odręcznie w zobowiązaniu do współpracy z SB, złożonym w czerwcu 1979 roku Andrzej Przyłębski. To zbieżność nazwisk? "Możliwe, że podpisałem zobowiązanie, ale wymuszono to na mnie pod groźbą" - twierdzi szef polskiej placówki dyplomatycznej w Niemczech.
03.03.2017 | aktual.: 03.03.2017 19:49
Oświadczenie lustracyjne Andrzeja Przyłębskiego wpłynęło do Biura Lustracyjnego IPN w lipcu 2016 roku. Do tej pory nie zostało zweryfikowane. Dopiero dzisiaj IPN rozpoczęło procedurę jego sprawdzania. Tymczasem o sprawie rzekomej współpracy dyplomaty z SB mówiono już w maju ubiegłego roku. Pisał o niej na łamach tygodnika "Do Rzeczy" Cezary Gmyz. Wówczas Przyłębski zaprzeczał współpracy. Teraz, w rozmowie z portalem wpolityce.pl stwierdza, że "niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie".
- Sprawa miała miejsce 38 lat temu i moja pamięć jest niepełna. Byłem wtedy studentem I roku i ubiegałem się o paszport do Wielkiej Brytanii - opowiada wpolityce.pl Przyłębski. - Nie miałem świadomości, że urzędnik w biurze paszportowym jest jednocześnie pracownikiem SB. (...) Natrafiłem na opór w wydaniu tego paszportu z dwóch powodów: podejrzewano mojego wujka o antypaństwową działalność w strukturach polonijnych w Wielkiej Brytanii. Posiadano też informację o mojej działalności w akademiku, polegającej na propagowaniu materiałów KPN i PPN. Niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie, ale związane z tym, że będę „uważny” i „ostrożny” w Anglii, by nie podejmować współpracy ze środowiskami antyrządowymi w Wielkiej Brytanii i że opowiem o swoim pobycie w Anglii - tłumaczy.
Przyłębski mówi portalowi, że kiedy sprawdzała go ABW, przypomniano mu tę sytuację. - Ja to jakoś zrekonstruowałem, opowiedziałem to oficerom i oni uznali, że to nie spełnia pięciu kryteriów współpracy z SB. W związku z tym otrzymałem certyfikaty dostępu do tajnych materiałów - mówi ambasador RP w Berlinie.
Szef polskiej placówki dyplomatycznej przyznał, że nie pamięta czy w oświadczeniu lustracyjnym napisał o podpisaniu zobowiązania do współpracy. - Ale nawet jeśli je podpisałem, to było to wymuszone pod groźbą nie tylko odmowy paszportu, ale także relegacji ze studiów za kolportaż pism antykomunistycznych. Nie było też spełnione kryterium tajności, bo o rozmowie w Biurze Paszportowym poinformowałem niektórych kolegów w akademiku oraz moją narzeczoną - zapewnił.
Co o tej sprawie mówią politycy? Poseł PiS Józef Leśniak z sejmowej komisji spraw zagranicznych na razie nie chce komentować rzekomej współpracy prof. Andrzeja Przyłębskiego z SB. - To niezręczna sytuacja, na razie nie wiemy czarno na białym, co jest w tych aktach, a sprawa dotyczy nie tylko reputacji prof. Przyłębskiego, ale całego jego życia - powiedział w rozmowie z WP.
- Znam sprawę jedynie z medialnych doniesień. Dopóki IPN nie potwierdzi tych informacji, wolałbym tego nie komentować - dodał. Poseł Leśniak przyznał jednak, że gdyby te informacje się potwierdziły, "to byłaby to sytuacja bardzo zaskakująca". Dodał, że świadoma współpraca ze służbami bezpieczeństwa jest czymś bardzo nagannym.
- Moje stanowisko w tej sprawie jest niezmienne: nikt kto w przeszłości współpracował komunistycznymi służbami bezpieczeństwa nie może pełnić żadnej funkcji publicznej w niepodległym państwie polskim - powiedział WP poseł PiS Stanisław Pięta. Podkreślił jednak, że w tej konkretnej sprawie nie ma wystarczającej wiedzy, by móc komentować sytuację.
- Myślę, że upoważniony przez ministra przedstawiciel resortu powinien zapoznać się z tymi dokumentami - stwierdził, gdy dowiedział się od WP, co zawiera upubliczniona przez RMF FM teczka TW Wolfgang. - To minister Waszczykowski powinien podjąć w tej sprawie decyzję.
- Jeśli teczka TW Wolfgang rzeczywiście jest teczką Andrzeja Przyłębskiego, to mamy do czynienia z bardzo poważną wpadką - stwierdził poseł PO, członek sejmowej komisji spraw zagranicznych Sławomir Nitras. - Właściwie nie wiem, co w sytuacji, gdyby dokumenty okazały się prawdziwe, jest gorsze: czy to, że z SB współpracował ambasador RP, czy to, że tajnym współpracownikiem służb był mąż prezes Trybunału Konstytucyjnego. To byłaby niezwykle poważna sprawa dla PiS, rodzina Przyłębskich stanowi zaplecze intelektualne tej partii - tłumaczy w rozmowie z WP poseł PO.
Ambasador RP w rozmowie z portalem wpolityce.pl stwierdza, że wypłynięcie materiałów IPN ma charakter polityczny. - To jest dla mnie ewidentne. Sprawa ma uderzyć w moją małżonkę - mówi prof. Przyłębski.